Nasz plan na marzec przewidywał 4 spotkania klubowe na następujące tematy: Jadwiga Smykowska (ur. 1.03.1945), Jerzy Szaniawski (zm. 16.03.1970), gen. Emil August Fieldorf – Nil (ur. 20.03.1895) i ks. Michał Miłosław Hodża (zm. 26.03.1870)
Na pierwszym marcowym (5 marca) spotkaniu gościliśmy historyka sztuki Krzysztofa Morcinka. Jego opowieść o znakomitej artystce Jadwidze Smykowskiej miała ten dodatkowy walor, że miał on okazję poznać ją osobiście, gościć w jej domu w Puńcowie a także być aranżerem wystawy jej dorobku artystycznego w Muzeum Ziemi Cieszyńskiej w Cieszynie. Mniej mówił o jej trudnym życiu, znaczonym walką z przewlekłą chorobą, za to zaprezentował bogaty wybór jej twórczości, najlepszych dowodów jej nieprzeciętnego talentu i pracowitości.
Jadwiga Smykowska urodziła się pod koniec II wojny światowej – 1.03.1945 r. w zachodniej części miasta Cieszyna, wówczas jeszcze okupowanego przez władze hitlerowskie w czasie, gdy wojska radzieckie zatrzymały się na przerwie operacyjnej w północno-wschodniej części Śląska Cieszyńskiego, przechodząc do walk pozycyjnych w odległości niespełna 30 km od Cieszyna. Był to szczególnie trudny i niebezpieczny czas, w którym gestapo wyszukiwało ostatnie swoje Ofiary rozstrzeliwań, w lasach Beskidu Śląskiego trwały walki partyzanckie. Ludność zapędzana była do kopania rowów obronnych, stawiania różnego rodzaju zapór, zasieków, wszystkie mosty zostały zaminowane. Cieszyn, pozostający od jesieni 1938 r. w granicach Polski jako jedna całość, w 1939 r. został włączony wraz z całą Ziemią Cieszyńską do rzeszy niemieckiej. Dopiero w 1945 r. przywrócono granicę ustanowioną w 1920 r. a rzeka Olza przepływająca przez miasto rozgraniczała na nowo wydzielony Czeski Cieszyn od rdzennego Cieszyna. Dygresja ta jest tu konieczna, gdyż wielu autorów notek biograficznych stwierdza, że Jadwiga Smykowska urodziła się w Czeskim Cieszynie, którego wówczas na mapach nie było!
Po wojnie (dla Cieszyna od 3.05.1945) rodzice Florian Smykowski i Elżbieta z domu Tomecka zamieszkali w Cieszynie. Ojciec był szanowanym, cieszącym się uznaniem lekarzem specjalistą laryngologii, że nawet Niemcy pozostawili go w spokoju. Mała Jadwiga wyrastała więc w Cieszynie, tu stawiała pierwsze kroki szkolne. W 1964 r. uzyskała maturę w Państwowym Liceum Technik Plastycznych w Bielsku-Białej. Na studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie została przyjęta bez najmniejszych kłopotów, co więcej, zaproponowano jej studia od razu na trzecim roku! Ukończyła je z wyróżnieniem w 1971 r., ze specjalizacją w zakresie drzeworytu sztorcowego i grafiki. Osiem lat poświęciła pracy pedagogicznej na Wydziale Grafiki w filiale Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, a od 1975 w Instytucie Wychowania Plastycznego Uniwersytetu Śląskiego w filale w Cieszynie. Była też członkinią Związku Polskich Artystów Plastyków i Międzynarodowego Stowarzyszenia Drzeworytników, pełniła obowiązki rzeczoznawczy Ministerstwa Kultury i Sztuki w zakresie grafiki artystycznej.
Przez cały czas uprawiała drzeworyt sztorcowy, płaskorzeźbę, malarstwo i grafikę, zwłaszcza książek. Jako miłośniczka i wielbicielka krajobrazu Ziemi Cieszyńskiej, z niej czerpała tematy do swoich prace, a prezentowała je na licznych wystawach w kraju (Cieszyn, Bielsko-Biała, Ustroń, Jastrzębie Zdrój, Katowice, Rzeszów, Lublin, Warszawa i zagranicą (w Słowacji, Niemczech, Włoszech, Szwecji. Australii), uczestniczyła w wielu konkursach, na których nierzadko zdobywała czołowe nagrody i wyróżnienia. Rok 1979 przyniósł jej najwyższą światową nagrodę Międzynarodowego Stowarzyszenia Drzeworytników XYLON w Zurychu za tryptyk „Pod Twoją obronę”. Jej prace znajdujemy w wielu placówkach muzealnych i kulturalnych w Bielsku-Białej, Cieszynie, Katowicach, Bytomiu, Krakowie, Olsztynie i Szczecinie. Była także współautorką polichromii sufitowej o motywach kwiatowych w kościółku drewnianym w Kaczycach a także obrazu ołtarzowego w kościele ewangelickim w Puńcowie.
Jadwiga Smykowska zmarła w Cieszynie 16.12.2017 r. Pochowana została w grobowcu rodziców na cmentarzu komunalnym w Cieszynie.
Syci wrażeń estetycznych rozeszliśmy się do naszych domów nie spodziewając się, że już za kilka dni (10.03.) niebezpieczny mikrob dotrze do Cieszyna i postawi wszystkie służby miejskie w stan pełnej gotowości i zmusi do podjęcia niezbędnych kroków prewencyjnych, wśród nich odwołanie wszelkich imprez kulturalnych i jakichkolwiek zgromadzeń. Z wielkim żalem odwołaliśmy nasze spotkania klubowe. Misternie ułożony roczny terminarz prelekcji nagle stał się nieaktualny. Ile jeszcze ciekawych prelekcji będziemy musieli skreślić? Nikt nie potrafi powiedzieć!
A teraz krótko o tym, co miało być…
10 marca miała nam opowiedzieć o Jerzym Szaniawskim nasza ofiarna polonistka Stanisław Ruczko.
Jerzy Szaniawski (10.02.1886 – 16.03.1970), z wykształcenia agronom, przez całe życie uprawiał nie ziemię a sztukę teatralną, związał się z teatrem warszawskim, należał do grona najwybitniejszych dramaturgów polskich XX w. Rozpoczął od tworzenia komedii satyrycznych. Sztuka „Adwokat i róże” przyniosła mu nagrodę literacką a wkrótce nominacje na członka Polskiej Akademii Literatury (1933). Poza innymi, dołączył do swojej twórczości serię słuchowisk dla „teatru wyobraźni”. W czasie wojny utracił swój rodzinny dworek w Zegrzynku, wegetował w Warszawie, przepadł dorobek pisarski czasu wojny; po Powstaniu Warszawskim wydostał się z obozu przejściowego, przez kilka miesięcy tułał się po miejscowościach Małopolski, wreszcie znalazł przytułek w Krakowie.
W 1946 r. za sztukę „Dwa teatry” uzyskał nagrodę miasta Krakowa. Czas zniewolenia umysłu i skreślenia z listy twórców (1949-1954) wypełnił pisaniem humoresek o prof. Tutce. Dopiero po 1955 r. otrzymał zapomogę, jego sztuki ponownie wróciły na deski teatrów, doczekał druku swoich „Dramatów” w trzech tomach (1958), odzyskał zrujnowany dworek. Niestety w 1963 r. zapadł na zdrowiu, potem przyszedł wylew. Zakończył życie w wynajętym pokoiku w Warszawie. Ostatnim aktem dramatu pisarza był pożar dworku (1977); jego płomienie zamieniły całe archiwum mistrza dramatu w stertę popiołów.
W czwartek 19 marca „nasz” historyk Stefan Król miał opowiedzieć o postaci gen. Emila Augusta Fielfdorfa – Nila.
Emil August Fieldorf – Nil (20.03.1895 – 24.02.1953) od młodych lat związał się z wojskiem. Jako członek Związku Strzeleckiego zaliczył kurs podoficerski, w 1914 zgłosił się do Legionów, walczył na froncie rosyjskim. Po kryzysie przysięgowym został wcielony do armii austriackiej, skierowany na front włoski, skąd udało mu się zdezerterować i zameldować w Krakowie do służby w POW (1918). Jako dowódca, najpierw plutonu a wkrótce kompanii brał udział w kampanii wileńskiej i wojnie polsko – bolszewickiej, następnie w wyprawie pod Kijów i w walkach pod Białymstokiem. Po zakończeniu działań wojennych pozostał w służbie czynnej w Wilnie, jako komendant obwodowy przysposobienia wojskowego, awansowany do stopnia majora (1928) został dowódcą batalionu I PP a następnie zastępcą dowódcy (1931). Po powrocie ze służby w Francji w 1935 r. objął dowództwo batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza „Troki”, 2 lata później dowództwo pułku KOP w Wilnie. Wiosną 1938 r. został dowódcą 51 Pułku Strzelców Kresowych w Brzeżanach, z którym po wybuchu II wojny światowej walczył w rejonie Skarżyska, Kielc, Odrowąża i Iłży, gdzie jednostka została całkowicie rozbita (8/9/.09.1939). Udało się uniknąć wzięcia do niewoli i przedostać w cywilnym ubraniu do rodzinnego Krakowa, skąd podjął próbę ucieczki do Francji, gdzie zgłosił się do organizowanych tam jednostek Wojska Polskiego. Po kapitulacji Francji zameldował się w Anglii. Mianowany przez polski Rząd i naczelnego wodza emisariuszem, już w lipcu 1940 r. ruszył okrężną drogą przez Bałkany na powrót do kraju. Po spełnieniu misji włączył się do szeregów ZWZ w Warszawie, potem Wilnie i w Białymstoku. Jesienią 1942 r. powierzono mu dowództwo oddziałów Kedywu AK. Na tym stanowisku przeprowadził przy ścisłej współpracy z harcerskimi Grupami Szturmowymi „Szarych Szeregów” ponad 1200 akcji bojowych. Pod koniec września 1944 r. otrzymał zlecenie zorganizowania elitarnej grupy AK „Niepodległość” (kryptonim „NIE”), która miała przystąpić do działania w połowie stycznia 1945 r . na terenach zajętych przez wojska sowieckie. Awansowany do stopnia generała brygady, został zastępcą dowódcy AK, którego obowiązki pełnił do 19.01.1945 r. Aresztowany we Milanówku przez NKWD (7.03.1945), nie rozpoznany, jako Walenty Gdanicki został przekazany do obozu w Rembertowie a następnie przetransportowany do uralskich obozów pracy w Bieriozowce, Stupinie i Hudiakowie. Ciężko chory, został zwolniony w październiku 1947 r., przebywał pod fałszywym nazwiskiem w Białej Podlaskiej, Warszawie, Krakowie i w Łodzi. Po zapowiedzi amnestii zgłosił się do Rejonowej Komendy Uzupełnień, ujawniając swoje prawdziwe dane osobowe, mimo to odnotowany jako Gdanicki. Po uzyskaniu dokumentu potwierdzającego jego służbę w czasie wojny od byłego swojego przełożonego gen. Gustawa Paszkiewicza ponownie udał się do RKU (10.07.1950), ale w momencie wyjścia z jej siedziby został przechwycony przez służby UB i przewieziony do aresztu śledczego UB w Warszawie a następnie osadzony w wiezieniu mokotowskim. Poddany torturom, odmówił współpracy z UB. Spreparowane oskarżenia wystarczyły na wydanie wyroku śmierci. Wszelkie próby uwolnienia spełzły na niczym. Wyrok został wykonany w więzieniu na Mokotowie.
Dopiero w 1989 r. gen Fieldorf – Nil został zrehabilitowany i oczyszczony z zarzucanych mu zbrodni. Jego oprawców żadna kara nie dosięgła.
Wreszcie w ostatni czwartek marca 26 marca wyjątkowy wykładowca dr Józef Szymeczek zza Olzy miał opowiedzieć o wyjątkowej postaci duchownego słowackiego – ks. Michała Miłosława Hodży, tym bliższej, że właśnie w Cieszynie jako wygnaniec zakończył swoje burzliwe życie.
Ks. Michał Miłosław Hodża (22.09.1811 – 26.03.1870) już jako licealista bratysławskiego Liceum wstąpił w szeregi słowackich działaczy narodowych skupionych wokół osoby Liudowita Sztura, nazywanych „szturowcami”. Ich uroczysty zjazd odbył się wśród ruin zamku Dewin nad Dunajem, legendarnej strażnicy Słowiańszczyzy (24.04.1836). Rok później ukończył studia teologii ewangelickiej w Wiedniu, po czym przyjął służbę duszpasterską w Liptowskim Mikulaszu, które za jego sprawą stało się jednym z centrów życia narodowego Słowaków i protestu przeciw madziaryzacji kraju. Był inicjatorem wielu „prosbopisów” postulujących minimum wolności narodowych i społecznych a także wyznaniowych dla Słowaków, uczestnikiem wielu deputacji do cesarza. Niezwykłą inicjatywą był akt ustanowienia ogólnonarodowego literackiego języka słowackiego, opartego w głównej mierze na najbardziej archaicznym narzeczu liptowskim. Do podpisania tego aktu przez trzech czołowych działaczy narodowych: Liudowita Sztura oraz duchownych Michała M. Hodży i Józefa M. Hurbana doszło na farze ewangelickiej w wiosce Hlboke 16.06.1843 r. Rok później (26.08.1844) ks. Hodża był jednym z inicjatorów i pierwszym prezesem stowarzyszenia kulturalnego „Tatrin”. Nie stał też z boku wydarzeń Wiosny Ludów. Efektem dwóch kolejnych manifestacji (luty i maj 1848), na których odczytano „Liptowskie żądania” (uznanie odrębności narodowej Słowaków, przedstawicielstwo w komitatach, uznanie języka słowackiego w sądach, urzędach i szkołach, prawa do własnych szkół ze słowackich językiem wykładowym, wolność słowa i zgromadzeń, zniesienia pańszczyzny, zwrot zabranych chłopom pół i lasów) było wydanie przez władze węgierskie listu gończego z nakazem aresztowania trzech „burzycieli porządku społecznego”. Całej trójce udało się wymknąć policji i udać się na Zjazd Słowiański do Pragi (2-12.06.1848) a następnie do Wiednia, gdzie zawiązali Słowacką Radę Narodową (16.09.1848). Skoro zawiodły wszelkie próby negocjacji, Sztur, Hodża i Hurban zdecydowali się na podjęcie walki zbrojnej. Oddziały powstańcze nie były w stanie przeciwstawić się regularnemu wojsku. Dwa kolejne zrywy zostały rozbite, trzeci – po pogromie powstańców węgierskiej przez wojska austriackie i posłane „na pomoc” wojska carskie – uległ rozwiązaniu. Mimo to Słowacy nie poddali się. W 1861 r, na zgromadzeniu wszystkich stanów w Martinie ponownie wystąpili o swoje prawa narodowe i powołali do życia Macierz Słowacką. Kolejna deputacja do cesarza osiągnęła tylko tyle, że dopuszczono język słowacki do urzędów i szkół oraz pozwolono na uruchomienie trzech słowackich gimnazjów i jednego seminarium. Osiągnięcie to ks. Hodża okupił pozbawieniem urzędu proboszcza w Liptowskim Mikulaszu. Zatrzymał się w Tartinie, przyjął „urząd” wikariusza, włączył się do Macierzy, na krótko, gdyż w 1867 r. dosięgła go nowa kara w postaci przymusu opuszczenia Słowacji. Azyl znalazł w Cieszynie, gdzie wówczas dyrektorem Gimnazjum Ewangelickiego był Słowak i słowianofil dr Jan Kalincziak. Na ile to było możliwe, obaj otoczyli opieką „studiującą” w Cieszynie młodzież słowacką. Nie wzięli pod uwagę, że znajdą się osoby, które jakiekolwiek przejawy osłabiania wpływów niemieckich w szkole uznają za niedopuszczalne. Czujny wizytator szkół ks. dr Teodor Haase, zareagował natychmiast: wydał polecenia wysłania jego zdaniem za mało lojalnego dyrektora na wcześniejszą emeryturę (1870). Cios był dobrze wymierzony, gdyż przyczynił się przedwczesnej śmierci dyrektora. Ale też w tym samym roku, 26.03.1870 r. zmarł ks. Michał M. Hodża. Pochowany został na przykościelnym cmentarzu ewangelickim. W 1922 r. doczesne szczątki wielkiego Słowaka przewiezione zostały do Liptowskiego Mikulasza.
Niezależnie od służby w Kościele Ewangelickim i udziału w działalności politycznej ks. Michał Hodża zapisał się w dziejach Słowacji jako wydawca nowego kancjonału z własnym wkładem autorskim, zbioru kazań, podręczników szkolnych, broszur propagandowych, przyczynków historycznych i rozpraw o języki słowackim, także pism pouczających dla ludu i innych. Całe życie poświęcił obronie praw narodowych i wyznaniowych Słowaków, walcząc o ich niepodległy byt i podstawy warunkujące ich egzystencję, dając wiele dowodów wielkiej determinacji i bezgranicznego poświęcenia.
Przed nami kwiecień. Ile czwartków wypadnie nam jeszcze skreślić? W miarę upływu czasu w atmosferze niepewności jutra coraz bardziej doceniamy, co utraciliśmy, spośród wielu „ważniejszych” spraw także nasze czwartki. Czy zauważyliśmy, że przypominane na czwartkach postacie czy wydarzenia miały nas czegoś nauczyć, wzbogacić naszą wiedzę i że to wszystko działo się dla nas nie bez woli Bożej i jest świadectwem bogactwa Jego stworzenia? Bo nie o uczenie się życiorysów tu chodzi ale o to, czego tym ludziom Stwórca pozwolił dokonać, jak i na co wykorzystali darowane im życie i jaki ślad po sobie zostawili.
Niech czas pokory i wielkiej Pasji umocni nas w wierze i nieustającej nadziei, że znów będziemy się mogli spotykać w kościele i na naszych czwartkach i że puste ławki nie będą nas oskarżały za małowierność i zastygłą miłość.
Tekst: Władysław Sosna, zdjęcia Grażyna Marzec
Odpowiedz