Archiwum

W cieszyńskim PTEw odbyło się ostatnie spotkanie z cyklu „Pochód Reformacji przez Europę”

26 października 2017 r. w oddziale PTEw w Cieszynie odbyło się ostatnie spotkanie z cyklu „Pochód Reformacji przez Europę”. Prelekcję pt. „Z kart dziejów Reformacji na Śląsku Cieszyńskim” wygłosił Władysław Sosna.

W ciągu ostatnich kilku lat pojawił się cały szereg nowych tytułów prac dotykających tematyki Reformacji, w większości będących pokłosiem różnych konferencji i sesji naukowych, napisanych w majestacie kwerend źródeł i dociekań naukowych. Dzieła te zaopatrzono dodatkowo w imponujące wykazy literatury. Aby to wszystko ogarnąć, trzeba sporo czasu i wysiłku umysłowego by trafnie zrozumieć tok przekazywanej treści. W wielu przypadkach są to prace mikrograficzne, rzucające światło na zagadnienia będące przedmiotem badań autora, ale brakuje w nich często chociaż odrobiny tła, które pozwoliłoby się zorientować w tym zbiorowisku samoistnych plamek mających stworzyć w miarę czytelny obraz epoki, zdarzenia, osoby. Absolutnie nie chodzi tu o podważanie wartości tych dzieł, wydaje się jednak, że są one przeznaczone dla wyrobionego czytelnika, który „już coś wie” i pragnie swoje wiadomości poszerzyć, a nie dla takiego, który w sposób przystępny otrzymałby porcję podstawowych, przekonujących wiadomości na temat Reformacji, zachęcających go do dalszej lektury. Chodzi tu nie o zbiór analiz, ale dobrą syntezę zjawiska, jakim jest Reformacja, w możliwie szerokich kontekstach.

Autor wystąpienia miał świadomość tego, że w jakimś stopniu dzieje Reformacji, jej pojedyncze fakty są dla jego słuchaczy znane, ale pozbawione otoczki. Pragnął także usprawiedliwić wyodrębnienie z „Pochodu” historii Reformacji na Śląsku Cieszyńskim dla jej istotnych cech, a nie z jakichkolwiek powodów mieszczących się w pojęciu megalomanii. Zadanie to okazało się z wielu powodów niezmiernie trudne, by je zmieścić w jednej prelekcji, ale także, by ustosunkować się do różnych, często rozbieżnych interpretacji wydarzeń. Rozbieżności te wcale nie wynikają z weryfikacji starszych poglądów w świetle nowych odkryć w archiwach, a raczej z powodu z góry przyjętych ram. Można więc przeczytać, że opisywane w przeszłości sukcesy Reformacji a potem próby jej okiełznania są tendencyjnie przerysowane, gdyż autorami tych prac byli dotąd protestantami (!). Dopiero współczesne badania nowego zastępu badaczy odtwarzają właściwy obraz przeszłości.

Wacław III Adam

Katarzyna Sydonia

I oto dowiadujemy się, że ni stąd zowąd książę Wacław III Adam metodą nakazową „wprowadził” Reformację i to dopiero po 23-28 latach od momentu ogłoszenia też przez Marcina Lutra. Można domniemywać, że narzucenie nowego wyznania poddanym wynikało raczej ze sztubackiej przekory, chęci podkreślenia swojej władzy i szybkiego wzbogacenia się dobrami kościelnymi. Jest mało przekonujące, by nie do końca opierzony Wacław III, liczący 15-20 lat miał do tego stopnia wyrobione poglądy na tak ważkie sprawy jak religia i był zdolny do przełamania mentalności swoich poddanych. A o nich czytamy, że środowisko cieszyńskie było zaściankowe, przywiązane do własnych tradycji, niepodatne zwłaszcza na nowinki religijne. Ale interesowna szlachta, a z nią książę zgodnie z zasadą cuius religio zniewolili chłopstwo wyprzedzając o 15 lat uchwałę sejmu w Augsburgu (1555). Twierdzi się, że Reformacja nigdy nie zyskała przewagi liczebnej wśród mieszkańców księstwa. Zastanawia jednak, że w 1654 r. odebrano ewangelikom – inaczej „przywrócono zawłaszczone” przez nich 50 kościołów. Jest rzecz ciekawą, że czyniono to w asyście oficera wojskowego, który znalazł się w komisji rewindykacyjnej chyba nie od parady, za to z podkomendnymi. Nie zauważa się przy tym, że wśród tych kościołów były także od podstaw zbudowane świątynie protestanckie. Liczbę owych 50 odzyskanych świątyń należy powiększyć o około 20 przejętych wcześniej (po 1610 r.), zwłaszcza w dobrach książęcych. Jak liczba rewindykowanych kościołów ma się do ilości czynnych kościołów w księstwie w ogóle? Ks. Józef Londzin w swojej znakomitej pracy wymienił 47 kościołów drewnianych. Liczbę tę należy uzupełnić o kilkanaście kościołów murowanych istniejących w XVI w. Nawet jeśli liczba istniejących kościołów jest niepełna, liczba świątyń rewindykowanych mówi sama za siebie.

Po odcięciu protestantów od kościołów i wyrugowaniu heretyckich duchownych nastąpił okres odzyskiwania dusz i niszczenia wszelkich druków protestanckich, w czym szczególne zasługi oprócz parafialnego duchowieństwa mieli sprowadzeni jezuici, wyposażeni w specjalne uprawnienia. Tu nie mówi się o żadnym przymusie, a o dobrowolnym przechodzeniu na łono Kościoła Katolickiego, liczone w setkach osób w poszczególnych miejscowościach. Zastanawia, skąd przez blisko pół wieku gromadziły się grupy protestantów w tzw. leśnych świątyniach, „przy kamieniu”, bądź pokonujących dziesiątki kilometrów na „uherską stronę”, by wziąć udział w ewangelickim nabożeństwie? Wreszcie rok 1709. Mógł wówczas powstać jedyny na Górnym Śląsku (w granicach historycznych) kościół ewangelicki, nie w mieście, a poza jego murami. Pytanie, dlaczego tak duży, mieszczący około 8 tys. wiernych? Dla kilkudziesięciu szlacheckich kolatorów i notabli? Co było powodem, że cesarz poczuł się zmuszony wydać edykt utrudniający przyznawanie się do protestantyzmu tak wielkiej liczbie katolików wypełniających kościół do ostatniego miejsca na 2-3 nabożeństwach dla pospolitego ludu?

Kolejne akty łaski cesarskiej: reces egzekucyjny z 1709, patent tolerancyjny z 1781 i patent protestancki z 1861 roku. Poza wszelką dyskusją pozostaje sam fakt ogłoszenia tych dokumentów, gdyż były to kolejne kroki zmniejszające upośledzenie akatolików. Mogą nie dziwić uniżone wiernopoddańcze dziękczynienia słane pod nogi cesarza. Podkreśla się wyjątkowe zrozumienie i tolerancję cesarzy dla inaczej wierzących poddanych. Tymczasem ustępstwa cesarzy bynajmniej nie wynikały z dobroci serca, a podejmowane były w okolicznościach różnego rodzaju zagrożeń polityczno-społecznych czy militarnych. Cesarz Józef I toczył boje na wschodzie i zachodzie monarchii; trzeci front od północy był nie do przyjęcia. W 1709 r. cesarz ugiął się pod dyktatem króla szwedzkiego, uznał postanowienia traktatu westfalskiego z 1648 r., ale protestanci śląscy zapłacili cesarzowi wojnę sukcesyjną w postaci ponad półmilionowego okupu za parafowanie ugody altransztackiej i zezwolenie na wybudowanie aż sześciu kościołów łaski na terenach księstw dziedzicznych nie objętych zapisem pokoju westfalskiego (dotyczące Wrocławia i księstw oleśnickiego i legnicko-brzeskiego), nie licząc darowizn i bezzwrotnych pożyczek. Protestanci mogli się cieszyć, że mają kościoły, ale nie mieli wolności wyznania, gdyż cesarski następca czuł się zwolniony z zobowiązań swojego poprzednika.

Patent tolerancyjny – tylko tolerancyjny, łaskawie znoszący obecność innowierców, został wydany po pierwszym rozbiorze Polski, w wyniku którego w granicach katolickiej monarchii znalazła się wielomilionowa rzesza grekokatolików, prawosławnych i Żydów. Nie można było dopuścić, by zwłaszcza prawosławni uciekali pod skrzydła cara stwarzając okazję do wtrącania się w wewnętrzne sprawy Austrii, a także dalej być obojętnym na ucieczki protestantów do zagarniętego w 1740 r. przez Prusaków Śląska. Tylko tam, gdzie było 100 rodzin innowierczych, mógł być zbudowany nie kościół, a dom modlitwy, swoją formą nieprzypominający kościoła, także poza ścisłą zabudową miasta czy wioski. W latach 1781-1829 powstało ich Śląsku Cieszyńskim za każdorazowym przyzwoleniem cesarza, jedenaście.

Zawirowania Wiosny Ludów i presja polityczna Prus eliminujących Habsburgów z przodującej roli w Niemczech, wymusiły zmianę stosunku państwa do swoich obywateli także pod względem wyznaniowym. Patent protestancki zagwarantował równoprawne swobody wyznaniowe dla uznanych przez państwo religii, wolności stowarzyszeń i ograniczenia cenzury, ale w kwestiach kościelnych w dalszym ciągu zastrzegł kuratelę cesarza. Poza tym od gabinetu cesarza do głębokiej prowincji droga była ciernista. Nie wszystko, na co godził się cesarz, akceptowali miejscowi notable niejednokrotnie zatajając treść jego zarządzeń. Teraz jednak miejsce przetargów na tle wyznaniowym zajęły kwestie narodowościowe. Oto bowiem w 1851 r. został wprowadzony jako powszechny w urzędach całej monarchii język niemiecki. Na tym tle przez całe stulecie będzie trwała walka o prawa do języka, a niebawem sprawy narodowe, które w końcu położą kres wielonarodowej monarchii Habsburgów po I wojnie światowej.

Ks. Jerzy Trzanowski (1592-1637)

Cofnijmy się na chwilę w czasie. W momencie, gdy w XVI w. Reformacja torowała sobie drogę na Śląsku Cieszyńskim, językiem urzędowym był czeski, pod koniec tego wieku stopniowo wypierany przez niemiecki. W języku czeskim też zachowało się sporo pohusyckiej literatury, była już czeska Biblia i postylla Jan Husa, śpiewnik. W latach dwudziestych XVI w. po pismach polemicznych dochodziły z Wittenbergii Lutrowe tłumaczenia Biblii, Katechizm i inne Księgi Wyznaniowe, postylla, kształtowała się luterańska hymnologia. W organizującym się Kościele Ewangelickim funkcjonowały obydwa te języki, raczej z przewagą czeskiego jako bliższego miejscowej ludności. Obecność wymienionych ksiąg na Śląsku Cieszyńskim potwierdzają zabytkowe zbiory bibliotek cieszyńskich z Książnicą Cieszyńską na czele.

Pod koniec XVI w. urodził się w Cieszynie Jerzy Trzanowski (1592-1637), najbardziej znany duchowny protestancki wśród Słowian tamtego czasu. Nie było mu danym pracować wśród swoich, za wyjątkiem krótkiego epizodu w Bielsku. Obok łacińskich ód pozostawił śpiewnik „Cithara Sanctorum” napisany w języku staroczeskim dla swoich parafian w Liptowskim Mikulaszu (dziś Słowacja). Śpiewnik ten doczekał 150 (niektóre źródła podają, że nawet 200 wydań) i był używany nie tylko na terenie Słowacji, Moraw i Czech, ale także Śląska Cieszyńskiego, w Cieszynie do połowy XIX w. (najdłużej w Wiśle). Jego popularność na Śląsku Cieszyńskim nie wynikała z tego, że mieszkali tu Czesi, ale że był jedynym śpiewnikiem przez cały rok kościelny zaspokajającym potrzeby wierzących w tamtych trudnych czasach, był jednocześnie wiernym odbiciem nauk wittenberskiego nauczyciela. Wiele wydań starej „Cithary” po dzień dzisiejszy z pietyzmem jest przechowywany w domach ewangelickich, wiele też pieśni Trzanowskiego zamieszczonych jest we współczesnych kancjonałach. Polski Nowy Testament (wyd. 1551) i Biblie (Brzeska 1563 i Gdańska 1632), a także najbardziej popularna postylla ks. Samuela Dambrowskiego (1621 i późniejsze wydania) także dotarły na Śląsk Cieszyński i są obecne w zabytkowych bibliotekach. Te trzy księgi, polska Biblia i „Dambrówka” oraz „Cithara”, kształtowały pobożność tutejszej ludności i w dużej mierze przyczyniły się do zachowania języka polskiego w kościele ewangelickim i na co dzień.

Tablica upamiętniająca księży Muthmana i Zasadiusa

Lata 1709-1730, to czas, gdy w Cieszynie pracowało dwóch duchownych rodem z Komorzna koło Byczyny: ks. Jan Muthman, a od 1721 także ks. Samuel Ludwik Zasadius. Obok ściąganej do Cieszyna literatury wyznaniowej, często rozdawanej, wyposażyli oni swoich parafian aż w 15 tytułów książek tłumaczonych bądź oryginalnych. Co wymaga tu szczególnego podkreślenia, pisanych w języku polskim, gdyż „taki jest tu używany”! Wśród nich znajdujemy pierwszą napisaną w Cieszynie polską książeczkę – poradnik „Wierność Bogu i cesarzowi…” ks. Jana Muthmana, wydrukowaną w Brzegu w 1716 r., zawierającą bodaj pierwszą wzmiankę o ks. Jerzy Trzanowskim i jego poruszających pieśniach, zwracającą także uwagę na pieśni zaczerpnięte z polskich kancjonałów, wśród których wymienił m. in. utwory Jana Kochanowskiego („Czego chcesz po nas Panie”, „Kto się w opiekę”), które „godzi się u nas śpiewać”. Wśród utworów ks. Samuela Ludwika Zasadiusa wymieńmy chociaż: „Drogę do nieba, to jest nauka krotka z katechizmusa dla tych, ktorym czas zabawić się dłużey, aby na krotce nauczyli się przecie i wiedzieli, jako się człowiek sprawować ma, chcąc prziść do nieba, spisana przez…” – druga polska książka napisana w Cieszynie, wydana czterokrotnie; „Kazania pokutne, ktore na pamiątkę swoim przed Cieszynem z serca kochanym bywszy dziatkom kościelnym abo duchownym do druku podał…”, Brzeg 1730, a z przekładów – Jana Arndta „Rajski ogródeczek pełen cnót krześcijańskich…” (łącznie 14 wydań).

Nie lekceważąc treści religijnych tych książek, opublikowanie ich w języku polskim dla ewangelickich mieszkańców Księstwa Cieszyńskiego oderwanego formalnie od XIV w. od Polski jest bardziej niż wymowne. Jak podkreśla prof. Jan Zaremba, był to ostatni moment, w którym pojawienie się pisanych tu na miejscu polskich książek, obok ściąganych z oficyn z Królestwa a potem z Dolnego Śląska, stanowiło upomnienie się o miejsce dla języka polskiego na Śląsku Cieszyńskim w okresie, gdy szerokim frontem wprowadzany był język niemiecki. W tym czasie nie może być mowy o jakiejkolwiek działalności repolonizacyjnej, a o trosce, aby wiernych, pozbawionych przez ponad pół wieku kościoła i narażonych na rekwizycje ksiąg nabożnych, zaopatrzyć w podstawową literaturę religijną pisaną w języku używanym i najlepiej zrozumiałym przez miejscową ludność! I znowu, nie lekceważąc momentów czysto religijnych, gdy cieszyńskich duchownych posądzono o uprawianie wykluczonego prawem pietyzmu, istotnym, choć nieujawnionym powodem usunięcia pięciu najbardziej ofiarnych pracowników kościoła i szkoły, było osłabienie wpływów języka panów. Na kilkadziesiąt lat rozwój zboru i szkoły został powstrzymany. Następna polska książka pojawiła się dopiero w 1794 r. Ale zostały w biblioteczkach domowych książki Muthmana i Zasadiusa.

Wiosna Ludów, a po niej wydany Patent Protestancki i wolność stowarzyszeń, pozwoliła ewangelikom rozwinąć wszechstronną jak na owe czasy działalność. Pionierzy polskiego ruchu narodowego: Paweł Stalmach, Andrzej Cinciała i Andrzej Kotula z okresu Wiosny Ludów, doczekali następców – inteligencji wyrosłej z miejscowego chłopstwa, która kontynuowała walkę o równouprawnienie językowe w życiu publicznym, rozwój polskiej prasy także kościelnej, o polską szkołę i zachowanie polskiej spuścizny kulturalnej (bogactwa folkloru), uznanie równych praw obywatelskich i narodowych, wreszcie przetarcie drogi do odzyskania niepodległości w granicach odrodzonej Polski.

Ks. dr Leopold Otto

Ważnym wycinkiem w dziejach społeczności ewangelickiej w drugiej połowie XIX w. była 9-letnia służba w zborze cieszyńskim ks. dr. Leopolda Marcina Otto. Głosząc swoje kazania w pięknej polszczyźnie do reszty rozwiał wątpliwości, że język tego „warszawioka” to także język miejscowej ludności, że jego ojczyzna to także nasza ojczyzna mimo, iż nie istnieje na mapie Europy. Ale też ks. Otto, romantyczny wizjoner widział w śląsko-cieszyńskich współwyznawcach spadkobierców dziedzictwa pierwotnej Reformacji na ziemiach zamieszkiwanych przez Polaków, tej społeczności, która przeszła przez próbę ognia ale zachowała wiarę i język. Na tej podstawie widział odrodzenie Kościoła Ewangelickiego w Polsce. Odchodząc oczekiwania te złożył na barkach ks. Franciszka Michejdy. Zadanie to bynajmniej do łatwych nie należało. Wszak znaleźli się ludzie, którzy przy pomocy tego samego języka poddawali w wątpliwość więzi kulturowe Śląska Cieszyńskiego z Polską twierdząc, że Ślązak ciąży do wyższej kultury niemieckiej, gdyż przez wieki wyrastał w innej kulturze, że jego język to jakaś rozwodniona polszczyzna. Ślązak-ewangelik przez przyjęcie religii z Niemiec sam przyznał się do kultury niemieckiej. Z premedytacją przeszczepiono na grunt cieszyński znane w Polsce porzekadło: „Polak – katolik, Niemiec – ewangelik”. Kto z ewangelików deklaruje polskość, zdradza Kościół ewangelicki; kto łączy się z katolickim obozem narodowym, staje się „papistą”!

Ks. dr Jan Pindór

Przeczyła temu m.in. wydawnicza działalność Towarzystwa Ewangelickiej Oświaty Ludowej (założonego w 1881 r.), w której obok innych największą aktywnością wykazał się ks. dr Jan Pindór, przez zwrócenie uwagi na bezpodstawność „upaństwawiania” Reformacji; dzięki samokształceniu opanował jako jeden z pierwszych język angielski i dostarczył polskiemu ewangelikowi kilkanaście tytułów literatury anglosaskiej.

Ks. Franciszek Michejda

Miał też wówczas Śląsk Cieszyński mężów godnych tamtych czasów: katolicki ks. Józef Londzin, brat ks. Franciszka – dr Jan Michejda i socjalista Tadeusz Reger potrafili mimo różnić wyznania i poglądów społecznych dojść do porozumienia w sprawach zasadniczych, utworzyć polską Radę Narodową, przejąć władzę w Księstwie Cieszyńskim, ogłosić niepodległość i deklarację przynależności do jeszcze nieistniejącej, ale odradzającej się Polski (31.10/1.11.1918)! W ślad za tym 20.12.1918 r. śląsko-cieszyński Kościół ewangelicki uroczyście uznał zwierzchność konsystorza Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Warszawie. Powstał wówczas Seniorat Cieszyński, którego pierwszym polskim seniorem został ks. Franciszek Michejda. Wymarzony cel, osiągnięty dzięki bezgranicznemu poświęceniu przywódców, po dziesiątkach lat wyrzeczeń wydawał się osiągnięty.

Ks. Karol Kulisz

Ks. Oskar Michejda

Niestety inaczej potoczyły się losy tej Ziemi. W 1920 r. decyzją Rady Ambasadorów w Paryżu Śląsk Cieszyński został rozdzielony granicą na dwie części: zachodnią włączoną do Czechosłowacji, wschodnią do Polski. Cały wysiłek kilku pokoleń cieszynian został przekreślony! W zachodniej części mniejszość niemiecka przy wsparciu Ślązakowców i korzystając z poparcia władz czeskich założyła własny zbór niemiecki, pragnąc narzucić swoją zwierzchność pozostałym ewangelikom. Ci po wielu trudach utworzyli Śląski Kościół Ewangelicki Augsburskiego Wyznania w Czechosłowacji. Przez cały okres międzywojenny zachował on polski charakter, na jego czele od 1927 r. stał ks. sen. Oskar Michejda. Dopiero w latach 30., dzięki wysiłkom ks. Józefa Bergera doszło do poświęcenia nowego kościoła ewangelickiego „na Niwach” w Czeskim Cieszynie, skupiającego dawnych zborowników dużego zboru w Cieszynie. Po polskiej stronie nowym seniorem został ks. Karol Kulisz, orędownik przynależności Śląska Cieszyńskiego do Polski, charyzmatyczny twórca diakonatu i zakładów opiekuńczych „Eben-Ezer” w Dzięgielowie. Z kolei drugi proboszcz cieszyński, ks. Józef Nierostek, skupił całą uwagę na zjednaniu młodzieży dla Kościoła i utworzeniu Związku Polskiej Młodzieży Ewangelickiej.

Ks. prof. dr Józef Berger

Po zajęciu Ziemi Cieszyńskiej przez wojska hitlerowskie, cały Śląsk Cieszyński włączony został do Rzeszy. Zgodnie z przygotowanymi listami rozpoczęła się akcja likwidacji polskiej inteligencji, wywózek do obozów i egzekucji. Wśród nich ofiarami terroru byli i wielką daninę krwi złożyli duchowni ewangeliccy, którzy odważyli się być Polakami!

W 1945 r. powróciła granica nad Olzę. Zapanowała dyktatura proletariatu, dialektyczna walka z opium narodów. Całe życie religijne wtłoczono do naw kościelnych, ale jednocześnie dyskryminowano pracowników niwy Pańskiej a laików, zwłaszcza młodzież poddano ideologicznej indoktrynacji. W szczególnie trudnym położeniu znalazły się Kościoły w Czechosłowacji, w tym także Ewangelicko-Augsburski. Jego superintendent, wyżej wspomniany ks. dr Józef Berger, został zmuszony do „dobrowolnego” opuszczenia stanowiska i nakazu wyjazdu do Słowacji. Istnienie Kościoła zostało uratowane, ale kosztem zmiany jego charakteru – przestał być wyłącznie polskim. Dopiero w połowie 1989 r. uchwała Sejmu przywróciła w Polsce wolność sumienia i wyznania. Nastał czas odnowy życia wewnętrznego Kościoła. Dzięki temu (nie tylko) w Cieszynie w spokoju mogło być obchodzone 300-lecie wyznaczenia miejsca pod kościół Jezusowy i 500-lecie Reformacji, a miasto jako jedno z dwóch w Polsce, obok Wrocławia, zostało zaliczone w poczet Miast Reformacji w Europie. Są też Ziemia Cieszyńska i Wrocław dowodem, że współżycie pomiędzy Kościołami chrześcijańskimi jest możliwe jeśli jest realizowane we wzajemnym szacunku i poszanowaniu, a nie w atmosferze nienawiści i pogardy.

Tekst: Władysław Sosna

Odpowiedz

Możesz użyć tych znaczników HTML

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>