6 sierpnia: Kolejna wycieczka, tym razem na Morawy, której głównym celem były Buczowice. Już na samym początku spotkała nas przykra niespodzianka: nasz stały przewoźnik wyręczył się „takim samym” autobusikiem ze współpracującej firmy. Okazało się, że nie „takim samym”, bo ze zdefektowanym mikrofonem. Wręcz nagminna jest indolencja firm świadczących usługi transportowe w zupełności ignorujące potrzebę pełnej sprawności podstawianych wozów, a więc także sprawnej fonii w autobusie. Widać jednak, że rzadko kto z niej korzysta. Cały wysiłek przewodnika włożony w przygotowanie konspektu na trasę za jednym pociągnięciem poszedł na marne. Wycieczka straciła podstawowy walor – stała się niemym filmem. Minął także czas, gdy można było zatrzymać autokar w dowolnym miejscu, by przewodnik mógł udzielić podstawowych informacji o mijanym terenie. Tu dodatkowo na zatrzymywanie nie pozwalał czas, gdyż trasa była daleka, a wszelkie dodatkowe postoje pociągałyby za sobą ograniczenie czasu na zwiedzanie w punktach docelowych. Na szczęście działała w busiku klimatyzacja, gdyż prognozy zapowiadały temperatury maksymalne 35°C!
Północnym progiem Beskidu Morawsko-Śląskiego (jak chcą Czesi) podążaliśmy na zachód, okrążyliśmy Ondrzejniki, spoza których odsłoniły się widoki na Pasmo Radhoszczańskie. Przez Przełęcz Rożnowską dostaliśmy się do doliny Beczwy Rożnowskiej. Jadąc dalej na zachód, za Wałaskim Międzyrzeczem wjechaliśmy na wijącą się drogę pod progiem niewysokich Gór Hostyńskich. Pierwszy „metodyczny” postój wypadł w sympatycznym Kromierziżu w Dolinie Morawy, uznanym za rezerwat miejski. Krótki spacer deptakiem na piękny rynek (o zgrozo: z parkingami dla samochodów!), rzut oka na zamek biskupi ze słynną salą kongresową i smakowita kawa po wiedeńsku musiały wystarczyć.
Pomiędzy połogimi Litenczickimi Wierchami i bardziej wyniosłymi Chrzibami w samo południe dotarliśmy do Buczowic, głównego celu naszej wycieczki. Naszą uwagę skupiliśmy na największym i najpiękniejszym przykładzie architektury renesansu na Morawach, czy jak chce inna informacja: na północ od Alp. Z zewnątrz czteroskrzydłowy zamek z wieżami w narożach przedstawia się jako późnobarokowa budowla ze współczesnymi oknami od frontu. Dopiero po wejściu na dziedziniec zamkowy podziwiać można imponująca renesansową fasadę dawnego trójskrzydłowego zamku z pięknie zachowanymi obiegowymi gankami, zamkniętymi wysokimi trójkondygnacyjnymi arkadami z końca XVI w. Zaskoczeniem dla nas były niejednoczesne pory otwarcia muzeum i wnętrz zamkowych. Wprawdzie zapoznaliśmy się w muzeum z ciekawymi okazami kultury hanackiej, ale na otwarcie zamku musieliśmy poczekać, tracąc kilkadziesiąt dla nas cennych minut. Wreszcie mogliśmy zobaczyć pełne przepychu i bogatego wystroju malarskiego sale cesarskie, Pięciu Zmysłów i inne, a z piętra ufryzowaną zagrodę zamkową.
Przeciąwszy zachodnie rozłogi Litenczyckich Pagórów dotarliśmy do pobliskiego Wyszkowa nad Haną, gdzie posililiśmy się uzupełniając poważne ubytki płynów. Lejący się żar z nieba skutecznie odstręczył nas od jakiegokolwiek spaceru po pełnym zabytków śródmieściu Wyszkowa. Szkoda.
Opuszczając Hanacką Krainę skorzystaliśmy z nowych połączeń autostradami. Miałem w planie nieco inną trasę, ale przy tym skwarze i braku mikrofonu jazda starymi drogami traciła sens. Okrążając Kromierziż, w Przerowie wpadliśmy ponownie do Doliny Beczwy i przez przesmyk Bramy Morawskiej, pomiędzy Górami Oderskimi (Sudety) a Hostyńskimi (Karpaty) mknęliśmy podgórzem naszych Beskidów, obrzeżem miast Nowy Jiczin, Przybor i Frydek-Mistek, ciągle na wschód. Ze wzgórza żukowskiego zobaczyliśmy rozbłyszczony promieniami wieczornego słońca Cieszyn.
Rok 2015 to rok wyjątkowo obfity w rocznice tragicznych zgonów związanych z I bądź II wojną światową. Niemały udział na tej tragicznej liście mają postacie ewangelickie. Zajęły one jedną trzecią postaci przypominanych na naszych tegorocznych czwartkowych spotkaniach Klubu PTEw. Połowę z nich stanowią postacie duchownych. W tym szeregu znalazł się również ks. prof. Edmund Bursche, ofiara obozu koncentracyjnego w Mauthausen-Gusen (zm. 28.05.1940), jedna z kilku wybitnych postaci rodu Burschów. Przybliżył go ks. Dariusz Madzia na spotkaniu czwartkowym 13 sierpnia.
Po krótkim przedstawieniu rodowodu Burschów sięgającego XV w., i od początku związanego z protestantyzmem, w XIX w. jego przedstawiciele przybyli na teren Polski i niezwykle szybko asymilowali się. Kolejne pokolenie wydało dwóch wybitnych i ważnych w historii polskiego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce ludzi: późniejszego biskupa ks. Juliusza Burschego i jego przyrodniego brata, późniejszego profesora ks. Edmunda Burschego. Obaj pochodzili z rodziny duszpasterskiej ks. Ernesta Burschego, superintendenta płockiego.
Ks. Edmund Bursche urodził się 17.07.1881 r. Po studiach w Dorpacie pracował w różnych parafiach, w czasie wojny dzielił los wszystkich ewangelików w zaborze rosyjskim. Po wojnie, po uzyskaniu licencjatu w Bazylei, stanął w szeregu pierwszych twórców i wykładowców Wydziału Teologii Ewangelickiej przy Uniwersytecie Warszawskim. Pięciokrotnie pełnił obowiązki dziekana. Obok wykładów z historii Kościoła był autorem wielu prac, wśród nich m.in. „Czynniki wyjaśniające bieg Reformacji w Polsce” (1932). Udzielał się także w Towarzystwie Badań Dziejów Reformacji, Towarzystwie Miłośników Historii Warszawy i innych organizacjach. Uwięziony już 7.10.1939 r., po pół roku – z piętnem zdrajcy wielkiego narodu niemieckiego, pierwszym transportem przekazany został do obozu w Sachsenhausen-Oranienburg, a potem Mauthausen-Gusen.
20 sierpnia Stanisława Ruczko zaprezentowała postać pisarki Zofii Kossak-Szatkowskiej w 150-lecie jej urodzin (8.08.1890). Jej życie nie było usłane różami. Pochodząca ze słynnego rodu znakomitości malarskich Kossaków, wkrótce po zamążpójściu za Stefana Szczuckiego musiała przeżyć tragedię utraty majątku i cudem uszła z życiem z krainy „Pożogi”. W 1922 r. utraciła męża. Lata 1925-1939 spędziła na Ziemi Cieszyńskiej w zakupionym przez ojca Tadeusza dworku w Górkach Wielkich. Tu ponownie wyszła za mąż za mjr. Zygmunta Szatkowskiego.
Śląskowi Cieszyńskiemu: „Nieznanemu krajowi” i „Wielkim i małym” poświęciła szereg odkrywczych nie tylko dla siebie zbiorów opowiadań i refleksji. Użyczając „Sercu za tamą” Gustawa Morcinka słowa wstępnego, główną uwagę skupiła na czterotomowej epopei „Krzyżowcy” wraz z opowieściami „Król trędowaty” i „Bez oręża”. Znajdywała czas dla harcerek i harcerzy zdobywających kolejne sprawności w szkołach instruktorskich na Buczu i w Nierodzimiu. Czas wojny spędziła w Warszawie, angażując się w ruchu oporu. Stanęła na czele Frontu Odrodzenia Polski, udzielała się w Komitecie Ratowania Żydów „Żegota”. Osadzona w obozie „Auschwitz”, potem na warszawskim Pawiaku, wykupiona przez podziemie, nie bacząc na stan zdrowia uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim.
Po wejściu wojsk radzieckich do Warszawy otrzymała ultimatum wyjazdu za Zachód. W Londynie mogła napisać „Z otchłani”, a potem gospodarując wraz z mężem na farmie w Trossell nostalgiczny „Rok polski” (1955), i przystąpić do spisywania „Dziedzictwa” – sagi rodu Kossaków. Do kraju mogła wrócić dopiero w 1957 r., a w następnym zamieszkać ponownie w Górkach Wielkich, już nie w zniszczonym dworku ale w domku ogrodnika. I tu spędziła swoje ostatnie 11 lat życia spisując kolejne karty „Dziedzictwa”. Zmarła w szpitalu w Bielsku-Białej, spoczęła na wiejskim cmentarzu w Górkach Wielkich. Odeszła jedna z największych polskich twórczyń powieści historycznych pisanych w duchu katolickiego uniwersalizmu.
27 sierpnia jeszcze raz ks. Dariusz Madzia przypomniał kolejną ofiarę nienawiści i bestialstwa reżimu hitlerowskiego, ks. Władysława Pawlasa. Pochodził on z Suchej Górnej, gdzie urodził się w wielodzietnej rodzinie 3.03.1908 r. Po ukończeniu polskiego gimnazjum w Orłowej obrał studia teologii ewangelickiej na Uniwersytecie Warszawskim, a ukończył je w Królewcu. Ordynowany 16.03.1933 r. przez ks. bp. Juliusza Burschego skierowany został do pracy w parafii w Ustroniu. Na własną prośbę przeniesiony został do Wisły, przyjmując obowiązki pastora adiunkta u boku ks. Andrzeja Wantuły. Ciesząc się bliską współpracą z przełożonym, wiele czasu poświęcał zwłaszcza młodzieży wzbogacając działalność Związku Polskiej Młodzieży Ewangelickiej w samej Wiśle, a także jako przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego ZPME w Katowicach. Aresztowany 28.04.1940 r. został wywieziony do obozu w Dachau, a po selekcji do Mauthausen-Gusen, gdzie także, obok innych duchownych, znalazł się ks. Andrzej Wantuła. To dzięki niemu znamy ostatnie chwile ks. Pawlasa, skatowanego i wycieńczonego. Wyczuwał nadchodzącą śmierć (23.08.1940), w rozmowie wyrzucił z siebie skargę nawiązując do przykrego incydentu przed wybuchem wojny. Prowadząc kondukt żałobny przeciwstawił się nakazowi prokuratorskiemu przerwania obrzędu pogrzebowego, co uznano za naruszenie prawa i za co został skazany na kilkumiesięczne więzienie z zawieszeniem na 2 lata.
Oto co zapisał ks. A. Wantuła: „W rozumieniu państwa jestem przestępcą. Taki wyrok wydały w imieniu Rzeczypospolitej władze sprawiedliwości. Nasze społeczeństwo mnie potępiło, a u Niemców odsiaduję karę. (…) Jedni skazali mnie, bo jestem tylko księdzem ewangelickim, drudzy zamykają mnie za to, że jestem księdzem ewangelickim. (…) Dla jednych jako ewangelik – nie jestem dość dobrym Polakiem. Dla drugich zaś jestem za dobrym Polakiem, bom ewangelik – jako polski ewangelik jestem znienawidzony przez gestapo i Niemców bardziej, niż każdy Polak katolik. (…). Jesteśmy Polakami, sądzono nam dzielić dolę i niedolę naszego narodu. Niesiemy Polsce dary naszych serc, składamy ofiary, a nikt widzieć tego nie chce. Ofiary, ofiary… Czy to Polska uzna?! A przede wszystkim społeczeństwo polskie? Nie! Nowa Polska musi być inna!”.
Tekst: Władysław Sosna
Odpowiedz