Archiwum

Marzec 2015 w cieszyńskim PTEw

Tegoroczny marzec miał tylko cztery czwartki. Na pierwszych dwóch przypomnieliśmy postacie jeszcze z krótkiego lutego.

5 marca Henryka Szarzec, po kądzieli potomkini a zarazem kustoszka izby pamięci opowiedziała o swoim antenacie, Jurze Gajdzicy (1777-1840), przez całe życie związanego z położoną w cieniu Małej Czantorii wioską Cisownica. Tu się urodził, wyrastał, od najmłodszych lat wprzęgnięty w kierat codziennego mozolnego życia gospodarza na niewielkim spłachciu ziemi, tu dokończył życia i spoczął na miejscowym cmentarzu. Jego obecność na nim dokumentuje symboliczny grób z żeliwnym krzyżem odlewanym prawdopodobnie w hucie trzynieckiej.

Kim był, że prawie 200 lat po jego zgonie uznawany jest za pierwszą postać wioski, jest jej chlubą i dumą? Wszak jest patronem miejscowej szkoły podstawowej a dzięki zabiegom rodziny kustoszki mała chatynka, być może lamus, lub „pracownia” Jury z wyryzowanym na belce stropowej jego podpisem i datą (1817) została z pietyzmem odremontowana i zamieniona na izbę pamięci. Zatem kim był? Prostym chłopem, jakich wielu było nie tylko w Cisownicy. Jego „uniwersytety” skończyły się prawdopodobnie na kilku klasach szkoły ludowej w Ustroniu. Gdy miał 17 lat, przejął po ojcu gospodarkę. A że powiększającą się rodzinę było trzeba wyżywić, gospodarkę zostawił na barkach żony a sam jął się „kuczerowania”. Woził rudę i wyroby pobliskiej huty w Ustroniu, sól z Wieliczki, płody rolne i inne towary na Węgry i dalej. I co w tym nadzwyczajnego? To samo robili inni chłopi z okolic Ustronia, próbujący poprawić swój budżet domowy.

Henryka Szarzec

Jura Gajdzica
(1777-1840)

Ale Jura robił coś ponadto: odwiedzał targowiska, skupywał polskie książki nabożne, w większości autorstwa cieszyńskich pastorów, przeważnie starsze, bo tańsze, w domu oprawiał je i zaopatrywał w swój znak własnościowy – ekslibris! Potem jeszcze chwycił za pióro i spracowaną dłonią spisywał w zeszycie swój żywot, w czym uczestniczył i co działo się wokół niego i w najbliższej okolicy. Wszystkim swoim potomkom zapisał część swojego, liczącego kilkadziesiąt tomów księgozbioru. Musiało upłynąć prawie sto lat, gdy na ślady pamiątek po Jurze natrafił inny bibliofil Jan Wantuła, który to wszystko w latach trzydziestych XX ubiegłego stulecia opisał na łamach „Zarania Śląskiego”, wzbudzając sensację nie tylko wśród etnografów. Zwykły chłop! Takich Ziemia Cieszyńska miała więcej. Ale też, jak ważne jest i jak dobrze, że jeszcze są ludzie, którzy szanują i pielęgnują pamiątki chlubnej przeszłości Synów tej Ziemi!

Kornel Filipowicz (1913-1990)

12 marca Władysław Sosna podjął trud przedstawienia sylwetki Kornela Filipowicza (1913-1990), jednego z najwybitniejszych pisarzy okresu powojennego. Tydzień wcześniej w Książnicy Cieszyńskiej, red. Zbigniew Machej zatrzymał się na młodzieńczym okresie dojrzewania talentu i olbrzymim wpływie na jego osobowość literacką Juliana Przybosia, a także ilustracją jego pisarstwa zebraną w wydanym pośmiertnie tomiku „Opowiadania cieszyńskie”. Władysław Sosna siłą rzeczy odstąpił od literackiego rozbioru twórczości mistrza krótkich, bardzo realistycznych, a jednocześnie głęboko refleksyjnych form, natomiast starał się przybliżyć kilka szczegółów życiorysu twórcy, na trwale wpisanego w kulturalny krajobraz Cieszyna. Po latach poniewierki na wschodnich kresach w czasie I wojny światowej, po wojnie rodzina przeniosła się do Cieszyna. Tu, mając ledwo 10 lat Kornel po raz pierwszy przekroczył progi szkolne, tu uczęszczał do gimnazjum, w którym spotkał się z Julianem Przybosiem, tu w „Zaraniu Śląskim” pomieścił swoje pierwsze próby literackie. Ale literatem być nie chciał! Maturę zdobył w Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczym, na Uniwersytecie zaliczył studia z zakresu biologii, ale obracając się stale w atmosferze kulturalnej stolicy Polski, nie odmawiał współpracy z miejscową prasą. W latach wojny przyszła praca w podkieleckim kamieniołomie, a potem gehenna obozów koncentracyjnych. Przeżył je, wrócił do Krakowa, nie potrafił milczeć. I tak zaczęło się jego wejście na arenę literacką. Po ojcu był socjalistą, nie umiał pogodzić się ze zniewoleniem umysłu. Z czasem przystał do nielegalnego Towarzystwa Kursów Naukowych, pojawił się w kręgu piszących w drugim obiegu. Pod koniec życia stał się pierwszym prezesem Stowarzyszenia Literatów Polskich w Krakowie.

Liczba napisanych opowiadań przekroczyła 170; jest to swoista kronika bieżących obserwacji życia codziennego, o którym głucho było w gazetach, a które są udziałem zwykłych (?) zjadaczy chleba o różnym smaku. Zarówno w swoich opowiadaniach wracał do Cieszyna, ale przyjeżdżał tu także chociaż 2 razy w roku, by na Targach Staroci kupić jakiś drobiazg, zaglądnąć do zaułków z lat młodości a w Dniu Święta Zmarłych zapalić znicze na grobie rodziców i… socjalisty Tadeusza Regera. Nie omieszkał w swoich opowiadaniach wspomnieć o lutrach, ludziach o zupełnie innym typie pobożności, z którymi tu spotkała się cała rodzina pierwszy raz w życiu a – wbrew obawom matki i babki – dało się wśród nich spokojnie żyć.

Gabriel Narutowicz (1865-1922)

19 marca Stanisława Ruczko zaprezentowała postać Gabriela Józefa Narutowicza (1865-1922), najkrócej urzędującego, pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej. Urodzony w dalekich Szestach na Żmudzi, wychowany był atmosferze na wskroś patriotycznej. Los sprawił, że na skutek wypadku w czasie rejsu żaglówką po Bałtyku nabawił się zapalenia płuc a potem gruźlicy, musiał przerwać studia w Petersburgu i udać się na leczenie do szwajcarskiego Davos. I tam też w Szwajcarii, ukończył studia na Politechnice w Zurychu. Nie mogąc wrócić do kraju z powodu ukazu carskiego, znalazł pracę w firmach w wodnokanalizacyjnych i hydrotechnicznych, a potem w biurze projektowym i w krótkim czasie niesłychaną pracowitością i rzetelnością doszedł do wybitnych osiągnięć w budowie zapór i elektrowni wodnych na terenie Szwajcarii, Austrii, Włoch i Hiszpanii. W dowód uznania ofiarowano mu godność profesora na Politechnice Zuryskiej. Gdy ważyły się losy I wojny światowej udzielał się w Komitetach Pomocowych, ale też, gdy pojawiła się perspektywa odzyskania niepodległości Polski dojrzewała z nim myśl o powrocie do kraju, któremu chciał oddać swoje siły i talent. I choć miał gotowy projekt kolejnej wysokogórskiej zapory u źródeł rzeki Aar, cieszył się powszechnym uznaniem i obywatelstwem Szwajcarii, decyzje zapadły po części poza jego wiedzą. W 1921 r. na stanowisku ministra robót publicznych dał popis przedsiębiorczości i talentu organizacyjnego, wydatnie przyczyniając się w nieporównywalnie trudniejszych warunkach do odbudowy kraju, zwłaszcza struktury komunikacyjnej.

Aczkolwiek niechętnie, przyjął kandydaturę na prezydenta i dopiero w piątej rundzie wyborów zyskał mandat ku ogromnemu niezadowoleniu prawicowej opozycji. Nie minął tydzień, gdy 16.12.1922 r. w czasie wizyty wystawy malarskiej w Zachęcie został zastrzelony przez zamachowca Eligiusza Niewiadomskiego. I to była najwyższa cena za porzucenie kariery naukowca i budowniczego nowatorskich zapór światowej sławy tylko dlatego, że uważał, iż jego właściwe miejsce jest w Polsce.

Ks. Andrzej Źlik
(1802-1865)

W czwarty marcowy czwartek – 26 marca, znów Władysław Sosna przypomniał postać ks. Andrzeja Źlika (1802-1865). Urodzony w Kozakowicach, w Cieszynie ukończył Gimnazjum Ewangelickie, ale zanim podjął studia teologii ewangelickiej w Wiedniu, przez 3 lata był nauczycielem w tymże gimnazjum. W Wiedniu zaś oprócz teologii uczęszczał na wykłady z języków „biblijnych” (hebrajski, grecki, łacina) oraz botaniki a studia zakończył z odznaczeniem. Wysłany na służbę do Ramsau w Styrii, mimo, iż zaskarbił się tamtejszych parafian, skorzystał z nadarzającej się możliwości powrotu do stron rodzinnych, przyjmując obowiązki pierwszego proboszcza usamodzielnionej parafii w Starym Bielsku, skąd w 1834 r. przybył do Cieszyna, gdzie spędził ostatnie 31 lat. Na przemian z prawie rówieśniczym ks. Gustawem Henrykiem Kłapsią, oprócz obowiązków duszpasterskich przemiennie dzielił urząd rektora Gimnazjum Ewangelickiego. W Gimnazjum nauczał łaciny, greki, matematyki i botaniki, a gdy otworzono najwyższą klasę z kursem filozoficznym, wykładał dodatkowo literaturę i pedagogikę. Jak potwierdził jego uczeń Andrzej Ciniała, ks. Źlik „umiał wyłożyć swój przedmiot i zachęcić ucznia do uwagi i do nauki, do zamiłowania się do tego przedmiotu.”

Przez jedną kadencję był posłem do sejmu krajowego, przez 15 lat był członkiem Rady Miejskiej. Swoje zamiłowanie do botaniki przejawiał między innymi utrzymaniem pięknego ogrodu z kobiercem kwiatów i drzew owocowych a zainteresowanym nie szczędził porad i zachęt do prowadzenia podobnych upraw. W 1864 r. został seniorem śląskim po zwolnieniu tego stanowiska przez ks. Karola Samuela Schneidera z Bielska, zaledwie na kilka miesięcy, gdyż 29 marca 1865 r. zmarł.

Tekst: Władysław Sosna, zdjęcia ze spotkania 5 marca: Edward Figna

Odpowiedz

Możesz użyć tych znaczników HTML

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>