W grudniu pozostały do naszej dyspozycji trzy czwartki.
Na pierwszym z nich 5 grudnia wystąpił ks. Marek Londzin. Tematem jego wystąpienia była postać ks. Stanisława Żwaka (1919-1996). Miłą niespodzianką było przybycie z Opola syna śp. księdza Żwaka – Piotra Żwaka, który dopełnił prelekcję wieloma szczegółami z lat jego młodości, a zwłaszcza ofiarnej służby ojca w warunkach, gdy tak wiele kościołów na Śląsku było odebranych ewangelikom jako mienie poniemieckie bądź zamykane lub przekształcane na budynki o urągającym przeznaczeniu, gdy liczba wiernych z powodu wyjazdów zagranicę zastraszająco malała, gdy ewangelik w oczach nowych osadników traktowany był jako wyznawca jakiejś kociej wiary, gdy głoszenie Słowa Bożego nie było mile widziane, gdyż uznawano je za opium narodów.
Ks. Stanisław Żwak pochodził z zaolziańskiej części Śląska Cieszyńskiego. Urodził się 8.12.1919 r. w Trzanowicach (ob. Republika Czeska) w wielodzietnej rodzinie dolnosuskiego górnika Adama i Anny z domu Kłapsia. Był to bardzo trudny czas po krótkiej wojnie czesko-polskiej w styczniu 1919 r. i dalszych przetargach o Śląsk Cieszyński, zakończonych decyzją Rady Ambasadorów w Paryżu jego podziałem (28.07.1920). Zachodnia część Śląska Cieszyńskiego znalazła się w granicach Czechosłowacji. Pierwsze kroki szkolne stawiał Stanisław w polskiej szkole elementarnej w Gnojniku i szkole wydziałowej w Błędowicach. Dalszą naukę w gimnazjum w Cieszynie przerwał wybuch II wojny światowej. Rodzinę spotkał tragiczny cios: już w grudniu 1939 r. aresztowana została starsza siostra i brat; w styczniu 1940 r. zmarł ojciec, wiosną tego roku uwięziono drugiego brata Karola, który w niespełna rok później zginął w obozie w Mauthausen. Na niewielkim gospodarstwie została matka z młodszą siostrą i gimnazjalista Stanisław. O dalszej nauce w okupacyjnych warunkach nie było mowy. Krótko pracował w lesie, potem wysłany przymusowo na kilka miesięcy do pracy w papierni w Malczycach. Zwolniony, podjął pracę w podcieszyńskiej cegielni w Sibicy i już do końca okupacji jako górnik pracował w kopalni węgla kamiennego w Dolnej Suchej. Mimo to marzył o tym, aby zostać nauczycielem.
Po uwolnieniu Śląska spod okupacji i przywróceniu granicy z 1920 r. Stanisław zgłosił się na wakacyjny kurs nauczycielski w Seminarium Nauczycielskim w Cieszynie. Pod koniec sierpnia 1945 r. wyjechał do Strzelc Opolskich, gdzie uzyskał skierowanie do wiejskiej szkoły w Karłubcu koło Gogolina. W następnym roku szkolnym przeniósł się do Obrowca a jednocześnie uczęszczał na ostatni rok nauki w szkole dla pracujących w Opolu, gdzie zdał maturę (w czerwcu 1947). By mieć bliżej do Opola, zamieszkał i podjął pracę w Gogolinie. W Opolu też zdał dodatkowy egzamin pedagogiczny. Swoje obowiązki nauczycielskie wypełniał z nawiązką, cieszył się wynikami swojej pracy i uznaniem przełożonych, rodziców i uczniów. Niebawem okazało się, że jego talent nauczycielski z większym powodzeniem zostanie wykorzystany nie w szkole, a w kościele. Los sprawił, że ks. Robert Fiszkal z Chorzowa, ściągnięty do Gogolina do umierającego, dowiedział się o dwóch ewangelickich nauczycielach (tym drugim był Paweł Białoń), nawiązał z nimi kontakt i prosił ich o przygotowanie kwatery dla ks. Karola Sztwiertni, który będzie tu przejeżdżał co 2 tygodnie. Bliska współpraca z duchownym zaowocowała tym, że ks. Sztwiertnia powierzył mu naukę konfirmacyjną młodzieży i zachęcił go do podjęcia studiów teologicznych. I tak już październiku 1947 r. zameldował się na Wydziale Teologii Ewangelickiej Uniwersytetu Warszawskiego.
Studia ukończył w grudniu 1951 r., ordynowany został w Warszawie 22.02.1952 r. przez biskupa ks. Karola Kotulę i skierowany na stanowisko wikariusza senioralnego Diecezji Wrocławskiej do parafii w Brzegu a wkrótce (20.01.1952) administratora diasporalnej parafii w Lewinie. Odtąd rozpoczęła się pełna poświęcenia praca ks. Stanisława Żwaka jako kaznodziei i katechety nie tylko w Lewinie i najbliższej okolicy, ale także w odległych powyżej 70 km stacjach kaznodziejskich na terenie Kotliny Kłodzkiej: Bystrzycy Kłodzkiej, Dusznikach Zdroju, Kłodzku, Nowej Rudzie, Opolnicy, Polanicy Zdroju, Złotym Stoku. Śpieszył także na naukę religii do Ewangelickiego Domu Dziecka w Ząbkowicach Śląskich. Bywało, że w niedziele i święta odprawiał nawet siedem nabożeństw, każde po 1,5 godziny. W 1961 r. wybrany został na urząd proboszcza w Opolu. Także tu ks. Żwak dołożył wiele starań i trudu, by jedno z pomieszczeń w odzyskanej kamienicy przy ul. Pasiecznej adaptować na cele kultu religijnego. Skoro zabiegi o to, aby w zamian za trzymany przez ewangelików w latach 1820-1945 kościół św. Trójcy otrzymać jeden mniejszy kościół katolicki spełzły na niczym, za przyzwoleniem bp. ks. Andrzeja Wantuły rozpoczął ks. Żwak prace adaptacyjne największej sali w budynku parafialnym na kaplicę. Wiązało się to z nie do pojęcia kłopotami materiałowymi i brakiem środków finansowych. W końcu w 1968 r. sala została poświęcona. Od tego też roku mógł zamieszkać w Opolu. W latach osiemdziesiątych z wielkim bólem musiał pogodzić się z koniecznością sprzedaży opuszczonych kościołów w Walidrogach, Strzelcach Opolskich i Krapkowicach. Dzięki uzyskanym środkom mógł, nie bez kłopotów, dobudować do kaplicy mieszkanie, w którym zamieszkał po przejściu na emeryturę w 1990 r.
Nie oznaczało to, że od tego momentu oddał się błogiej bezczynności. Dalej służył jako kaznodzieja na zastępstwach i różnych uroczystościach mimo kalectwa na jedno oko. Gdy jednak dolegliwość przeszła na drugie oko, dalsza służba okazała się niemożliwa. Był to ogromny cios dla niezwykle ruchliwego duszpasterza. Tak wiele miał jeszcze do zrobienia. Swego czasu opublikował fragmenty swoich wspomnień na łamach „Zwiastuna Ewangelickiego”. Byłoby je trzeba wszystkie zebrać i spisać w jednym tomie jako świadectwo trudnych powojennych czasów dla kościoła ewangelickiego na Śląsku Opolskim. Był przecież jednym z tych, który dźwigał te trudy na własnych barkach i tworzył kolejne rozdziały tej dramatycznej historii. Niestety zabrakło na to czasu. Zmarł po operacji w opolskim szpitalu 28.11.1996 r. Spoczął w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Komunalnym w Opolu, żegnany przez żonę Urszulę z domu Adler, poślubioną w 1952 r. oraz syna i córkę.
Drugi czwartek miesiąca 12 grudnia poświęcony był pamięci gen. broni Stanisława Maczka (1892-1994) w jego 25. rocznicę śmierci. Opowiedział o nim nie bez emocji Stefan Król.
Stanisław Maczek urodził się 31.03.1892 r. we wsi Szczerzec koło Lwowa w rodzinie sędziego Witolda i Anny z Czernych. Po ukończeniu gimnazjum w Drohobyczu, w 1910 r. rozpoczął studia z zakresu filologii polskiej i filozofii ścisłej na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Lwowskiego. Od najmłodszych lat wychowywany w duchu patriotycznym, umocnił się w tych przekonaniach biorąc żywy udział w życiu akademickim, już w 1912 r. stał się członkiem Związku Strzeleckiego. Wybuch I wojny światowej zaskoczył go poborem do armii austriackiej. I tak oto, wbrew zamiarom, rozpoczęła się jego służba w wojsku, która pochłonęła 1/3 część jego życia. Jako były student został skierowany do Szkoły Oficerów Rezerwy, a następnie na front włoski, jako dowódca plutonu, potem kompanii. W lutym 1918 r. w czasie walk odniósł poważny rany; po wyleczeniu uzyskał 3-miesięczny urlop, który wykorzystał na zdanie egzaminów i uzyskanie dyplomu ukończenia studiów na Uniwersytecie Lwowskim. Już w stopniu porucznika walczył w elitarnej jednostce Strzelców Alpejskich. Po zawieszeniu broni w listopadzie 1918 r. zdezerterował, przedostał się do Krosna, gdzie wstąpił w szeregi Wojska Polskiego. Zarówno jako dowódca kompanii krośnieńskiej a później zorganizowanej przez siebie lotnej kompanii szturmowej odniósł szereg sukcesów w walkach na Kresach Wschodnich. Uczestniczył także w wojnie polsko-bolszewickiej na czele batalionu szturmowego, walnie przyczyniając się do rozbicia sowieckich jednostek na tyłach armii carskiej. Po ukończeniu Wyższej Szkoły Wojennej. stopniowo awansowany, służył jako dowódca różnych jednostek piechoty w Grodnie i w Częstochowie. W 1938 r. skierowany do Bielska, objął dowództwo 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej. W tym samym roku w październiku uczestniczył w zajmowaniu Zaolzia.
Gdy rozgorzała II wojna światowa, otrzymał zadanie zablokowania Bramy Orawskiej. Już w pierwszych dniach września w rejonie miejscowości Wysoka stawił opór dwom niemieckim dywizjom pancernym zmierzającym z Jabłonki w kierunku Rabki, narażając je na duże straty i opóźniając ich marsz w głąb terytorium Polski. Cały czas osłaniał działania odwrotowe Armii „Kraków” a potem Armii „Karpaty” w rejonie Wiśnicza, Rzeszowa i Łańcuta, odnosząc kolejne zwycięstwa w bitwach pancernych. Wreszcie w rejonie Zboisk pod Lwowem, zagrożony z dwóch stron przez wojska hitlerowskie i sowieckie, przekroczył granicę polsko-węgierską. Internowany, przedostał się do Francji, włączył się do walk z wojskami niemieckimi na terenie Szampanii. Po kapitulacji Francji przez Tunis, Maroko i Gibraltar przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie przystąpił ponownie do odtworzenia swojej 10. Brygady. Tu dołożył wszelkich starań, aby brygadę rozbudować do dywizji pancernej, wyposażyć ją w nowy sprzęt i gruntownie przeszkolić. Rychło dywizja zyskała opinię jednostki dobrze zorganizowanej o wysokim morale.
Latem 1944 r. dywizja została włączona sił alianckich armii inwazyjnej. 1.08.1944 r. Dywizja wylądowała na plażach Normandii w ramach II Korpusu I Armii Kanadyjskiej. Od 7-23.08, brała udział w zwycięskich walkach pod Falaise, mierząc się z elitarnymi jednostkami niemieckimi: 1 dywizją SS „Adolf Hitler” i 12 dywizją SS „Hitlerjugend”, odnosząc spektakularne zwycięstwo. W dalszym pościgu za nieprzyjacielem unicestwiła jednostki broniące kanałów na terenie Belgii, zdobyła Gandawę a następnie w manewrze oskrzydlającym holenderską Bredę bez strat w ludności cywilnej. W połowie kwietnia 1945 r. osiągnęła granicę rzeszy. Ostatnim wysiłkiem zbrojnym dywizji Maczka było zajęcie niemieckiej bazy morskiej w Wilhelmshaven i zmuszenie jej kapitulacji (4.05.1945). W całej kampanii dywizja zadała nieprzyjacielowi wielkie straty w sprzęcie i w ludziach wziętych do niewoli. Gen. Maczek jeszcze raz udowodnił, że jest znakomitym dowódcą, taktykiem i oddanym nauczycielem i opiekunem swoich podkomendnych, przełożonym doskonale przygotowanej, zgranej i zdeterminowanej jednostki, wzbudzającej podziw i powszechne uznanie nie tylko wojsk alianckich, co także ludności cywilnej Belgii i Holandii. Wyrazem tego były najwyższe odznaczenia polskie i zagraniczne
Po ukończeniu działań wojennych gen. Maczek został dowódcą I Korpusu Polskiego w Szkocji, a we wrześniu 1945 r. dowódcą Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, piastując tę godność do rozwiązania formacji w 1947 r. Pozostał na emigracji w Edynburgu. Tylko Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej raczył w 1946 r. pozbawić generała obywatelstwa polskiego. Uchylenie tej haniebnej uchwały nastąpiło dopiero w 1989 r.! Cały wolny czas generał poświęcił pracy na rzecz zwłaszcza swoich dawnych podkomendnych, napisał także pamiętnik „Od podwody do czołga”. 11.11.1990 r. został awansowany przez prezydenta RP na Wychodźstwie do stopnia generała broni. Dożył sędziwego wieku 102 lat. Zmarł 11.12.1994 r. Pochowany został na cmentarzu żołnierzy polskich w Bredzie.
Laureaci konkursu. W krótkiej części wstępnej tego spotkania zwycięzcy uczestnicy konkursu „Co zapamiętałeś z wycieczek PTEw w 2019 r.”, rozegranego na ostatniej tegorocznej wycieczce PTEw, otrzymali świeżo wydane książkowe „Kalendarze Cieszyńskie 2020”.
19 grudnia odbyło się ostatnie tegoroczne spotkanie klubowe PTEw w 2019 r. Tradycyjnie w ostatni nieświąteczny czwartek przed Świętami Bożego Narodzenia zgromadziliśmy się przy przystrojonych, zastawionych łakociami stołach na wigilijce PTEw.
Krótkie okolicznościowe rozważanie wygłosił ks. Tomasz Chudecki. Także w krótkiej refleksji prezes Władysław Sosna wyraził ogromną wdzięczność Bogu i radość, że dożyliśmy w pokoju tych radosnych Świąt, że wszystkie zamierzenia przewidziane w planie pracy zostały zrealizowane pomimo kilku nieprzewidzianych i przykrych okoliczności. Wyraził także głębokie przekonanie, że przygotowany na 2020 r. plan pracy będziemy mogli z Bożą pomocą w podobny sposób podsumować. Do jego życzeń świątecznych i noworocznych dołączył przybyły na naszą wigilijkę prezes Zarządu Głównego PTEw Józef Król.
Po tych słowach obecni ruszyli ze swoich miejsc, by przełamać się opłatkiem i złożyć sobie wzajemnie życzenia pokoju, zdrowia a nade wszystko Bożego błogosławieństwa na każdy dzień. Resztę wieczoru wypełnił śpiew kolęd ze śpiewniczka PTEw.
Tekst: Władysław Sosna, zdjęcia: Grażyna Marzec i Władysław Sosna
Odpowiedz