Miesiąc luty wypełniły cztery spotkania klubowe zgodnie ze zmodyfikowanym programem rocznym.
1 lutego gościliśmy dr. Łukasza Barańskiego, którego tematem prelekcji był „Porządek kościelny księcia Wacława III, jego teologiczne aspekty”. Prelekcję poprzedził krótki wstęp Władysława Sosny. Przypomniał on, że 19.01.2018 r. minęła 450. rocznica ogłoszenia „Porządku Kościelnego” wydanego przez księcia cieszyńskiego Wacława III. Porządek ten był wydany jeszcze dwukrotnie, na rok przed śmiercią księcia w 1578 i ponownie w 1584 jako „Porządek Kościelny i Szkolny” przez wdowę księżną Katarzynę Sydonię. Druga edycja „Porządku” nie zachowała się, bądź nie udało się jej odnaleźć. Pierwsza edycja była napisana w języku biblijnym czeskim, trzecia w języku niemieckim, a więc w językach, które funkcjonowały wówczas na dworze książęcym jako języki kancelaryjne. Nie oznacza to wcale, że języki te były tożsame z językiem „domowym” ogromnej większości mieszkańców księstwa, którzy na co dzień posługiwali się gwarą śląsko-cieszyńską.
„Porządek Kościelny” nie był jedynym tego rodzaju dokumentem na Śląsku. Bodaj najstarszy został ogłoszony we Wrocławiu już w 1525, w księstwie brzesko-legnickim w 1542 r.
Cieszyński „Porządek Kościelny” z 1568 r. zamyka wstępny, żywiołowy okres rozwoju Reformacji w Księstwie Cieszyńskim, jest dokumentem porządkującym wewnętrzne życie Kościoła Reformacji. Wskazuje na to pełny tytuł dokumentu: „Porządek kościelny, który przy służbie Bożej i obrzędach w kościele chrześcijańskim Księstwa Cieszyńskiego w miastach i po wsiach kaznodzieje i nauczyciele Słowa Bożego zachowywać mają”, jest – jak stwierdza ks. dr Andrzej Wantuła – agendą. W żadnym przypadku nie można się zgodzić się z poglądem, że dopiero od tego momentu z woli księcia rozpoczęła się Reformacja na Śląsku Cieszyńskim, kierującego się chęcią wzbogacenia majątkiem kościelnym, bezwzględnie narzucona poddanym na drodze administracyjnej, nigdy nie zyskała pełnego poparcia i zrozumienia ze strony zachowawczych poddanych i po niespełna półwieczu zaczęła wygasać.
Niestety nie wiemy, kto i kiedy przyniósł do Cieszyna wieść o wystąpieniu augustiańskiego mnicha w Wittenberdze, kto, kiedy i gdzie wygłosił pierwsze kazanie w duchu Reformacji. Wydarzenia i otoczenie księcia Kazimierza II, dziadka Wacława III, pozwalają dopuścić pogląd, że miało to miejsce pod koniec jego panowania, a więc przed 1528 r. Gdy w 1545 r. po 17 latach „bezkrólewia” Wacław III osiągnął wiek sprawny (20 lat) i uzyskał pełnię władzy, ale nie władzy absolutnej, musiał się liczyć z otoczeniem ogarniętym „tanią religią”, wśród którego wyrósł. Był za młody, aby odżegnać się od grona wiernych mu dworzan łącznie z dotychczasowym opiekunem i teściem Janem Pernsteinem, zwłaszcza w tak istotnych sprawach, jak zmiana wyznania. Zapewne nie bez podpowiedzi tychże doradców młody książę zaakceptował zastany stan.
Jest rzeczą ciekawą, że w każdym innym księstwie śląskim odnotowano wystąpienia pierwszych kaznodziei reformacyjnych i choć do zapanowania Reformacji musiał upłynąć jakiś czas, nie kwestionuje się, że właśnie te kazania dały jej początek w danym mieście czy księstwie. W (wyalienowanym!) Księstwie Cieszyńskim natomiast jeszcze książę bardzo nie zasiadł na swoim tronie jako pełnoprawny władca, ale miał zgoła sztubacki kaprys i za jednym pociągnięciem nie wiadomo jakim sposobem, na siłę wprowadził nie wiadomo skąd spadłą Reformację, sam zmienił wyznanie i zmusił do tego innych, jak zmienia się ubranie, bo taka jest moda. Ale potrzebował aż 23 lata, zanim umyślił sobie wprowadzić w tym wszystkim porządek. Tego rodzaju poglądy rozpowszechniane są wśród maluczkich w różnych wariantach.
Jak potwierdza wdowa księżna Katarzyna Sydonia, wydanie „Porządku” poprzedziły konsultacje księcia Wacława III ze swoimi doradcami, wśród których musiały być osoby duchowne dobrze zorientowane w zasadach nowego wyznania, skoro cytują nie tylko stosowne fragmenty z Biblii, ale odwołują się do postanowień „Confessio Augustana”. Dr Barański w swoim kwint-esencjonalnym, ale przejrzystym wykładzie, wyróżnił dwa aspekty „Porządku”: prawny i kościelny. Pierwszy określał zaistnienie organizacji Kościoła Wyznania Ewangelicko-Augsburskiego, który – zgodnie z późniejszym zaleceniem Marcina Lutra, został poddany opiece władcy danego kraju, zobowiązując go do przestrzegania tego „Porządku” i ochrony Kościoła i jego wiernych. Ten moment jest wyraźnie w „Porządku” zaznaczony m.in. przez oddanie spraw duchownych powołanym do tego sługom. Druga część „Porządku”, o wiele obszerniejsza, to „Agenda czyli sposób odprawiania obrzędów w Kościele Chrystusowym”. Opiera się ona na podstawowym kanonie chrześcijaństwa, tj. określeniu sakramentów. „Porządek”, zgodnie z nauką Marcina Lutra, jednoznacznie mówi o dwóch sakramentach, to jest o Chrzcie Świętym i Komunii Świętej pod oboma postaciami z credo: „to jest ciało moje i krew moja, która się za was wylewa”. W dziewięciu artykułach „Porządek” określa wszystkie te momenty, które związane są z życiem Kościoła i wiernych oraz wyszczególnieniem tych, które należy zaniechać. Różni się „Porządek” tym od obecnych, że zachowuje jeszcze spowiedź osobistą oraz w szczegółach podaje inną kolejnością fragmentów liturgii.
Jednym z istotnych pragnień księcia było, aby w jego księstwie w kościołach gromadzących wiernych wyznania augsburskiego nabożeństwa odbywały się jednolicie, a życie religijne podporządkowane było głoszonym zasadom, wolne od bałwochwalstwa, zabobonów i różnych praktyk niezgodnych z Pismem Świętym. Dzięki tym zasadom, pomimo późniejszych prześladowań, Kościół przetrwał do naszych czasów. I choćby tylko z tego powodu książę Wacław III zasłużył na pamięć i szacunek.
8 lutego Danuta Szczypka z Wisły przedstawiła sylwetki dwóch nauczycieli wiślańskich Pawła Pustówkę (1868-1926) i jednego z jedenaściorga jego potomków, Ferdynanda Pustówkę (1894-1965). Z tej jedenastki aż pięciu zostało nauczycielami, można więc mówić o całym rodzie pedagogów.
Paweł Pustówka urodził się w Puńcowie w chłopskiej rodzinie Jerzego i Anny z Kajzarów. Kwalifikacje nauczyciela zdobył w niemieckim (polskiego wówczas jeszcze nie było) seminarium w Cieszynie. Po wstępnej praktyce w centrum Wisły, od 1899 r. przez 27 lat uczył i kierował szkołą ludową w Wiśle Malince. W 1912 r. wydatnie przyczynił się do wybudowania nowej szkoły. Poza zajęciami szkolnymi udzielał się w miejscowym Kółku Rolniczym, wytrwale szerzył oświatę rolniczą, angażował się także w amatorskim ruchu teatralnym, organizował tradycyjne festyny strażackie, służył także w wiślańskim kościele ewangelickim jako organista. Grał również na skrzypcach, był mile widzianym gościem na różnych uroczystościach, także jako niezrównany facecjonista i mistrz ceremonii. Jako pedagog dał się poznać jako organizator wielu imprez szkolnych o charakterze patriotycznym i w takich duchu wychował też swoich synów, wszczepiając w nich zamiłowanie do rodzinnej ziemi i polskiej historii. Zabiegał też, aby zdolniejsi uczniowie nie poprzestawali na szkole ludowej.
Syn Pawła, Ferdynand Pustówka miał to szczęście, że mógł się już kształcić polskim Seminarium Nauczycielskim w Bobrku pod Cieszynem, które ukończył w 1914 r. Po roku praktyki w szkole ludowej w Górkach Wielkich został powołany do wojska austriackiego i skierowany na front włoski. Dwukrotnie ranny, utracił nogę. Po powrocie do Malinki podjął obowiązki nauczyciela, a gdy zmarł ojciec (1926) został kierownikiem szkoły. Po ojcu też odziedziczył talent muzyczny i z pełnym poświęceniem cały wolny od obowiązków szkolnych czas poświęcał działalności społecznej. Nie tylko grał na różnych instrumentach, ale uczył tej gry swoich wychowanków, prowadził dwie kapele i chór. Dużo czasu poświęcał spisywaniu pieśni ludowych. Z zebranych 200 pieśni i przyśpiewek część z nich umieścił w wydanym w 1932 r. „Zbiorze śpiewek wiślańskich”. Zbierał także różne sprzęty góralskie z myślą o umieszczeniu ich w przyszłości w muzeum wiślańskim. Pisał także sztuki, opowiadania, komponował pieśni. Współpracował w tym zakresie z Ferdynandem Dyrną, twórcą oryginalnej opery ludowej „Sałasznicy”. Razem z Janem Sztwiertnią tworzyli swoiste trio: Dyrna tworzył teksty, Sztwiertnia muzykę, a Pustówka był aranżerem i wykonawcą ich utworów. Był także Pustówka organizatorem różnych wieczorków, wydatnie przyczynił się do powstania Ochotniczej Straży Pożarnej (1924), a także pierwszych tradycyjnych zawodów narciarskich dla dzieci i dorosłych (1929).
Tę żywiołową działalność przerwała II wojna światowa. Zacny „rechtor” stał się ofiarą szykan gestapo z podejrzeniem o współpracę z podziemiem, był dwukrotnie więziony. Podczas walk wyzwoleńczych w 1945 r. szkoła znacznie ucierpiała. Pustówka swoimi sposobami doprowadził budynek do stanu użyteczności i rozpoczęcia nauki już w czerwcu. Teraz jednak, podejrzany przez „władzę ludową” o kolaborację z Niemcami, dopiero w 1948 r. mógł objąć stanowisko kierownika szkoły, na którym przetrwał do emerytury (1962).
15 lutego w kolejnym czwartku lutego Władysław Sosna przedstawił sylwetkę dr. Pawła Musioła (1905-1943) w 75. rocznicę Jego tragicznej śmierci. 19.02.1943 r. położył głowę pod nóż więziennej gilotyny w Katowicach.
Paweł Musioł pochodził z Lesznej Górnej. Był synem rolnika Józefa i Zuzanny z Waliczków. Urodził się 30.12.1905 r., jako jeden z piętnaściorga dzieci Zuzanny w drugim jej małżeństwie. Do szkoły uczęszczał w pobliskim Trzyńcu, potem, od 1918 r. do Gimnazjum im. Antoniego Osuchowskiego w Cieszynie, które ukończył w 1926 r. Zachwycony literaturą Władysława Orkana i Stefana Żeromskiego, już w gimnazjum podejmował pierwsze próby literackie, debiutował na łamach „Gwiazdki Cieszyńskiej” w 1923 r. opowiadaniem „Zemsta”. Cztery lata studiował filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, stając się ulubionym słuchaczem prof. Ignacego Chrzanowskiego. Aktywnie udzielał się w Kole Polonistów, a przede wszystkim w Stowarzyszeniu Studentów Polaków ze Śląska Cieszyńskiego „Znicz”. Będąc jego prezesem, rozciągnął działalność „Znicza” na wszystkie uczelnie, gdzie studiowali akademicy pochodzący ze Śląska Cieszyńskiego. Wiele uwagi poświęcił nawiązaniu ścisłych kontaktów ze studentami z Górnego Śląska skupionymi w „Silesii”.
Wówczas też pod wpływem Władysława Orkana i opiekuna, entuzjasty zniczowców prof. Romana Dyboskiego, dojrzewała w nim idea regionalizmu śląskiego w odniesieniu do całości Śląska w jego granicach historycznych. Był jednym z pierwszych badaczy, który upomniał się o pamięć i szacunek do zaniechanej spuścizny kulturalnej Śląska. Pojmował on regionalizm jako otwarty ruch nieodłącznie związany i wzajemnie dopełniający się z polską kulturą ogólnonarodową, wolny od zaściankowości i separatyzmu. Ideę tą szczegółowo rozwinął nie tylko w utworzonym stowarzyszeniu „Nowa Polska”, ale także w szeregu artykułach w prasie śląskiej, zwłaszcza w założonej przez siebie „Kuźnicy” (1935), na łamach której debiutował także Wilhelm Szewczyk. Owocem jego pionierskich prac badawczych była jedyna książkowa pozycja „Piśmiennictwo polskie na Śląsku do początków XIX w.”, uznana przez prof. Ignacego Chrzanowskiego za wystarczającą do otrzymania nominacji doktorskiej (1939). Zawodowo pracował z przerwami jako nauczyciel w szkołach średnich w Tarnowskich Górach, w Chorzowie i Mysłowicach. Szeroka działalność społeczna m.in. na rzecz Ochotniczych Drużyn Robotniczych oraz publicystyczna została przerwana wybuchem II wojny światowej. Jako dowódca oddziału karabinów maszynowych IV PSP przeszedł cały szlak bojowy jednostki. Wzięty do niewoli pod Rawą Ruską, zdołał uciec i dotrzeć do rodzinnego domu rodziców w Wędryni. Już 11.11.1939 r. jako członek Tajnej Organizacji Wojskowej złożył przysięgę i włączył swoją drużynę do ugrupowania „Orła Białego”. Pozyskany przez Józefa Korola, wszedł do Związku Walki Zbrojnej obejmując komendę nad Cieszyńskim Inspektoratem ZWZ. Tropiony przez gestapo, przez jakiś czas udawało mu się wymykać prześladowcom. Niestety, przypadkowe najście kwatery Korola w Wiśle Jaworniku i jego śmierć, a zwłaszcza przechwycenie list członków podziemia, których nie zdążył spalić, pociągnęły za sobą falę aresztowań kilkuset działaczy ZWZ. W nocy 6/7.03.1941 Musioł, przebywający w tym czasie w Cieszynie, został ujęty. Przekazywany z jednego więzienia do drugiego, przesłuchiwany nie wydał nikogo; 30.11.1942 r. został skazany w Katowicach na karę śmierci. Odtąd przez 10 tygodni odliczał kolejne ostatnie dni swojego życia.
Paweł Musioł, syn Śląska Cieszyńskiego, bez wątpienia najwybitniejszy działacz społeczny i polityczny na międzywojennym „polskim Śląsku”, twórca i teoretyk regionalizmu śląskiego, za swoją wizjonerską postawę wobec całego historycznego Śląska i doszukiwanie się na nim śladów polskości wyśmiewany, jako jeden z pierwszych upomniał się o należne miejsce śląskiego piśmiennictwa w dziejach kultury polskiej. Liczne jego prace badawcze i publikacje umieszczane w czasopismach śląskich, szczególnie zaś wspomniana wyżej książka są tego najlepszym dowodem. Czy jednak on sam wyjdzie z cienia zapomnienia, choćby tylko jako ten, który przetarł drogi do polskich badań śląskoznawczych i odkrył dla polskiego czytelnika najlepsze przykłady śląskiego piśmiennictwa polskiego?
22 lutego na ostatnim czwartku miesiąca wystąpił znany w środowisku publicysta i działacz społeczny Paweł Stanieczek; przypomniał on postać jednego z pionierów szybownictwa i narciarstwa na Śląsku Cieszyńskim – Leopolda Tajnera (1921-1993), pierwszego z dynastii Tajnerów – krzewicieli narciarstwa sportowego na Śląsku Cieszyńskim.
Leopold Tajner urodził się w 1921 r. w wielodzietnej rodzinie Franciszka i Franciszki z domu Lanc, zamieszkałej wówczas w Roztropicach. Kilka lat później rodzice przenieśli się do Goleszowa, gdzie ojciec uzyskał pracę w miejscowej cementowni. Od najmłodszych lat pociągała Leopolda jazda na nartach sporządzonych przez ojca z beczkowych klepek z prymitywnymi „wiązaniami”.
W latach dwudziestych działał na terenie Goleszowa Gustaw Kożdoń, pionier sportów zimowych w Goleszowie, zawodnik w konkurencjach klasycznych, budowniczy pierwszej skoczni narciarskiej, uczestnik i organizator zawodów narciarskich i konkursów skoków. On właśnie zainteresował się młodym Leopoldem i wprowadził go w arkana narciarstwa sportowego. Ten zaś, aby zdobyć pieniądze na zakup „prawdziwych” nart i obuwia, mając 12 lat zatrudnił się w kamieniołomie. By zarobić potrzebną sumę pieniędzy na narty, musiał z większych brył skały wapiennej natłuc 3 m3 tłucznia. Dwa lata później (1935) ukończył szkołę podstawową. Warunki materialne rodziny nie rozpieszczały rodzeństwa. Najzwyczajniej ojciec zażądał usamodzielnienia się chłopca. Pracę znalazł na pobliskim Chełmie, zrazu jako pomocnik w warsztatach szybowcowych, wkrótce też zaliczył kolejne kursy szybowcowe uzyskując kwalifikacje pilota oblatywacza, lotów holowanych i akrobacji. Zimą natomiast brał udział w zgrupowaniach Polskiego Związku Narciarskiego i startował w różnych zawodach. Tuż przed wybuchem II wojny światowej wziął udział w deportacji sprzętu lotniczego, po czym wrócił do Goleszowa, ale władze okupacyjne wnet znalazły dla niego zatrudnienie na robotach przymusowych, a po trzech latach wcieliły do wojska, gdzie pracował jako mechanik samolotowy. W 1945 r. wrócił do Goleszowa i z całą energią włączył się do regeneracji lotniska szybowcowego na Chełmie, a zimą angażował się w narciarstwie. Dwukrotnie wziął udział w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich (1948 i 1952). W czasie tych drugich doznał kontuzji kolana. Nie zrezygnował jednak z zawodów ale zajął 39 lokatę. W Szpindlerowym Młynie natomiast pokonał wszystkich konkurentów oddając skok długości 79 m. Niestety musiał się poddać operacji i z żalem zrezygnować z uczestnictwa w zawodach. Cały swój talent przelał teraz na rodzeństwo i syna Apoloniusza i licznych wychowanków, których zjednywał z godną podziwu łatwością. Gdy rozwiązaniu uległa szkoła szybowcowa na Chełmie (1951), przeniósł się do Wisły. Po zbudowaniu nowej skoczni w Goleszowie i jej oświetleniu, wydatnie przyczynił się do budowy dalszych dziesięciu i innych obiektów sportowych na terenie Wisły, Istebnej i Koniakowa. Stale dbał, aby jego wychowankowie mieli odpowiednią kondycję i opanowali właściwą technikę skoków. Uważał, że o sprawność fizyczną należy dbać przez cały rok. Do legend przeszły organizowane przez niego skoki na wiązki siana, zjazdy na drabinkach z lądowaniem na dywanach kokosowych, loty z podwieszeniem na linie zjazdowej, wreszcie skoki na skoczniach z wykładziną igelitową.
Z rodu Tajnerów w dziejach narciarstwa sportowego zapisali się: olimpijczyk i mistrz Polski Władysław, Józef, Henryk, Tadeusz, Andrzej oraz syn Apoloniusz.
Tekst: Władysław Sosna, zdjęcia ze spotkań: Adam Bisok, Grażyna Marzec i Władysław Sosna
Odpowiedz