Archiwum

Październik 2019 w cieszyńskim PTEw

Ks. dr Leopold Marcin Otto (1819-1882)


Plan na październik przewidywał trzy spotkania klubowe i dwie wycieczki.

W pierwszy czwartek października 3 października wystąpił Władysław Sosna z prelekcją o ks. dr. Leopoldzie Marcinie Otto (1819-1882). Wiele by należało napisać o życiu i działalności tego wybitnego erudyty, oddanego dla Kościoła Ewangelickiego duchownego, złotoustego kaznodziei, wytrawnego publicysty. Prelegent naszkicował tylko poszczególne etapy jego życia od lat szkolnych w Warszawie i studenckich (Dorpat, Berlin, Lipsk), oraz działalności duszpasterskiej w Kaliszu, Piotrkowie Trybunalskim, w Warszawie, w Cieszynie i znów w Warszawie, natomiast dłużej zatrzymał się na trwającym ledwo 9 lat wycinku Jego służby w Cieszynie (1866-1875). Trudno autorowi prelekcji przesądzać o tym, który z odcinków Jego działalności był w Jego własnej ocenie, a też w ogólnej opinii najważniejszy, ale z całą pewnością ślad, jaki pozostawił w Cieszynie, jego miejsce w historii zboru cieszyńskiego jest ze wszech miar godne przypomnienia, wyjątkowo doniosłe.

Zanim osiadł w Cieszynie, już w czasie wyborów na proboszcza parafii zmierzył się z rywalem ks. Teodorem Haase, racjonalistą, przekonanym o wyjątkowej misji Niemcem, zdobywającym coraz wyższe miejsca w hierarchii kościelnej, ale też politycznej, jako poseł na Sejm Krajowy w Opawie i Izby Panów w Parlamencie Austriackim w Wiedniu, potrafiącym wyzyskiwać wiele okoliczności dla zdobycia popularności i szacunku, ale też bezwzględnie utrącającym wszystko i wszystkich, którzy ośmielili się występować przeciw jego osobie i osłabiać jego poczynania. Zrobił bardzo wiele dla podniesienia oświaty zwłaszcza w Bielsku, dla Cieszyna, gdzie jednym tchem podkreśla się jego zasługi wokół zbudowania szpitala, ale przemilcza cenę, jaką płaciła za to tutejsza, pozostająca w większości ludność, cenę nie byle jaką, bo zmajoryzowanie własnej tożsamości i przynależności narodowej. Z takim rywalem ostatecznie w drugiej turze wyborów zwyciężył ks. Otto, duchowny, ortodoksa luterański, dla którego polski protestantyzm był wyjątkowo bliski. Spalony w Warszawie za działalność patriotyczną, podlegający nadzorowi policji carskiej, w Cieszynie był „spadochroniarzem” z zaboru rosyjskiego, któremu odmówiono na wszelki obywatelstwa austriackiego.

Wobec protestantów Śląska Cieszyńskiego, poddanych ciężkiej próbie okresu kontrreformacji odnosił się z szacunkiem za zachowania wiary i języka mimo ponad 600-letniego oderwania od Królestwa Polskiego. Miał swoją wizję, bo przychodził tu nie jako obcy, ale właśnie jako ten – tej samej wiary i tego samego języka! To oświadczenie dobrze mu zapamiętały osoby trzymające władzę i rozporządzające aparatem nacisku i wyzysku. W swojej pracy ks. Otto mógł liczyć tylko na siebie i tych, którzy go wybrali, musiał się liczyć z coraz ostrzejszą, nieprzychylną opozycją. To prawda, nie było w Austrii dyktatorskich rządów żelaznego Ottona Bismarcka, panował liberalizm, sprawy załatwiano w białych rękawiczkach. Wywodzących się ze środowiska chłopskiego śmiałkom, którzy zdobyli wyższe wykształcenie i nie zapomnieli skąd wyszli, nie bez powodu starano się zatrudnić daleko od ziemi pochodzenia; całej reszcie ciemnej masy górników i hutników, niewolników pracy w folwarkach musiał wystarczyć mizerny grosz i obowiązkowe przydziały „rosolki” (wódki produkowanej w pańskich gorzelniach). Chyba, że ten ktoś zapomniał, kim jest… Tylko niektórym z wykształconych udało się zdobyć pracę na miejscu, tylko niektórzy zdołali się oprzeć się pokusie pijaństwa. Stojąc na ambonie, wiedział ks. Otto, do kogo przemawia, nie mógł, jak w Warszawie otwarcie demonstrować swojego sprzeciwu do rządów cara, nie mógł wzywać do buntu, ale mógł i chciał ludziom otwierać oczy, przekonywać, że można być ewangelikiem nie będąc Niemcem, że to, co mają cennego w sobie jest polskie i jest godne pielęgnowania. Popierał więc polskie szkolnictwo podstawowe, polskich nauczycieli, udzielał się w Czytelni Ludowej, wspomagał teatr amatorski i podsuwał polskie sztuki, stawiał na uczciwe rzemiosło i światłe rolnictwo, zachęcał do organizowania się, do utworzenia własnej kasy pożyczkowej, urządzał w swoim domu prywatne wieczory literackie, wspierał polskie biblioteki, pobudzał do umiłowania tego co swoje, a nade wszystko udowadniał, że można wygłaszać porywające kazania w języku polskim, wystarczająco bogatym, aby wyrazić najgłębsze swoje myśli bez obawy, że Bóg mowy tej i modlitw w tym języku nie będzie rozumiał. Pisał też do swojego „Zwiastuna”, aby Słowa Bożego nie zamykać tylko w murach kościoła, ale aby docierało ono pod strzechy i przypominało o lekturze Biblii, o śpiewie polskich pieśni nabożnych.

Pomnik ks. L. Otto na cmentarzu luterańskim w Warszawie

To wszystko jednak odbijało się czkawką w środowiskach niemieckich. Uwłaczająca nagonka prasowa na za dużo pozwalającego sobie „warszawioka” stawała się coraz ostrzejsza i trudniejsza do zniesienia. Polskim ewangelikom zarzucono zdradę Kościoła, łączenie się z papistami w obronie języka i własnych tradycji, bo przecież, jak w Polsce mówiono: „ewangelik to Niemiec”! Kto przyjął luteranizm, temu bliżej do kultury niemieckiej, bo to przecież w jej ramach narodziła się Reformacja.

Gdy w 1875 r. doszła do ks. Otto wiadomość o wyborze na proboszcza w Warszawie, nie dziwne, że powziął decyzję powrotu, powierzając pieczę nad Kościołem ewangelickim o polskim obliczu miejscowym następcom z ks. Franciszkiem Michejdą na czele. W Warszawie ks. Otto czuł się bardziej potrzebnym, aby i tam odbudowywać to, co po XVI-wiecznej Reformacji zostało i wymagało odnowienia w nowym warunkach społeczno-politycznych. Jeszcze redagował swojego „Zwiastuna”, pisał pieśni, potrzebne w życiu zborowym książki, pracował nad nową agendą, założył diakonat, dołożył się, aby 100-lecie założenia kościoła św. Trójcy miało godziwą oprawę. Dobrze zachował w pamięci wdzięczność cieszynian, okazaną przy pożegnaniu. Gdy po kilkumiesięcznej chorobie pożegnał się także ze swoim zbiorem w Warszawie (22.09.1882), tłumy odprowadzały go na miejsce spoczynku, wśród nich także delegacja cieszyńska. W Cieszynie zaś powiały inne wiatry, następca ks. dr Teodor Haase nareszcie osiągnął upragniony cel, został proboszczem parafii cieszyńskiej, szybko uporał się z personaliami, rozpoczął wydawanie „Nowego czasu”, by zatrzeć i zniszczyć cały posiew, jaki pozostawił jego poprzednik. Posiew jednak był dobrze zakorzeniony i mimo obficie wysiewanego kąkolu nie dał się już zdusić.

* * *

Grupa Oddziału PTEw w Cieszynie w poznańskim kościele z członkami Zarządu Głównego PTEw, duchownymi i organizatorami Zjazdu

Wyjazd do Poznania (4-6 października) na 100-lecie PTEw. Na zarządzie Oddziału zapadła decyzja, że skoro pojedziemy tak daleko, zostańmy jeszcze jeden dzień, aby zwiedzić co ciekawsze pamiątki Wielkopolski. Nie było mnie trzeba przekonywać, sam byłem zainteresowany odświeżeniem pamięci poznanych przed laty zakątków Wielkopolski. Plan 4-dniowej wycieczki został opracowany, jednak w miarę zbliżania się terminu zgłoszeń na imprezę, zaczęły się schody. Wbrew oczekiwaniom, na listę wpisało się zaledwie parę osób. Prawdopodobną jedną z istotnych przyczyn był koszt: wpisowe + koszty własne (transport, dodatkowy nocleg itp.). Na domiar pojawiły się przeszkody poza „konkursem”: niedomagania zdrowotne głównych organizatorów wyjazdu. Zanosiło się na to, że na uroczystościach 100-lecia PTEw w Poznaniu nie będzie Cieszyna. A to, oprócz kwestii prestiżowych miałoby przykre konsekwencje w postaci utraty dotacji na wykonanie zadania społecznego. Jechać musimy! Dodatkowe uwarunkowania zmusiły nas do rezygnacji ze wspólnego wyjazdu. Ostatecznie w piątek 4.10. do Poznaniu wyruszyła 11-osobowa reprezentacja na trasę przygotowaną przez W. Sosnę: Cieszyn – Żory – Tarnowskie Góry – Kluczbork – Ostrzeszów – Ostrów Wielkopolski – Środa Wielkopolska – Kórnik – Rogalin – Poznań, z postojami w Tarnowskich Górach i Ostrowie Wielkopolskim. Nie sposób było całkowicie zrezygnować z odwiedzenia chociaż dwóch miejscowości, które miał w planie prezes. Dlatego zboczyliśmy do Rogalina. Niestety o tej porze pałac był już zamknięty; zwiedziliśmy tylko powozownię, przyległy park pałacowy i podeszliśmy pod stanowisko słynnych dębów rogalińskich.

Ks. Karol Kotula (1884-1968) - jeden z założycieli PTEw

Niestety w sobotę 5.10. prawie cały dzień padał deszcz. Miało to ten skutek, że odsłonięcie tablicy pamiątkowej zainscenizowano w kościele, zamiast na budynku PTEw, a zamierzona wycieczka z konieczności ograniczyła się do zwiedzenia wnętrz wybranych obiektów z przewodnikiem (m. in. katedry). Pozostałe punkty programu uroczystości – trzy interesujące wykłady i promocja książki wydanej na stulecie PTEw a także koncert przebiegły zgodnie z planem organizatorów.

Kościół ewangelicko-augsburski w Poznaniu

W niedzielę (6.10.) przed południem wzięliśmy udział w uroczystym nabożeństwie z okolicznościowym kazaniem ks. bp. Jerzego Samca, ustawiliśmy się jeszcze do pamiątkowego zdjęcia i w drogę. Z programu prezesa koniecznie chcieliśmy się zatrzymać w Lesznie, gdzie dzięki pastorowej Gabrysiowej zwiedziliśmy kaplicę ewangelicką a znajomym jednych z naszych uczestników pozostałe, ongiś ewangelickie kościoły Leszna. Po części już autostradą przez Rawicz – Trzebnicę – Wrocław – Gliwice – Żory, późnym wieczorem dotarliśmy do Cieszyna. Szkoda, że nieprzewidziany zbieg okoliczności wyłączył z uczestnictwa nasze prezesostwo, gdyż nasz wyjazd od strony krajoznawczej byłby o wiele ciekawszy. Cieszyliśmy się jednak, że chociaż tak nieliczna reprezentacja Cieszyna stawiła się w Poznaniu i mogła uczestniczyć w obchodach dostojnej rocznicy w kolebce PTEw zorganizowanej w całości przez aktyw Oddziału PTEw w Poznaniu.

* * *

Wałaskie Międzyrzecze: kościół św. Trójcy

Na 10 października zaplanowaliśmy zakończenie sezonu wycieczkowego PTEw 2019 r. Objechaliśmy cały Beskid Morawsko-Śląski od zachodnich po wschodnie krańce. Nasza trasa biegła pogórzem z Cieszyna przez bliźniacze miasto Frydek-Mistek z zameczkiem Prażmów – Kozlowice – Frensztat – kolebkę czeskiej turystyki górskiej, Hodslawice z szacownym kościołkiem drewnianym z 1551 i miejscem urodzenia wybitnego historyka czeskiego Franciszka Palackiego, Wałaskie Międzyrzecze, miasto, gdzie przez kilka lat pracował cieszynianin, nauczyciel, diakon i proboszcz parafii ewangelickiej ks. Jerzy Trzanowski, ale też miejsce, gdzie przeżył tragedię nie tylko rodzinną z powodu zamieszek religijnych, utraty mienia i epidemii. Kościół, odebrany ewangelikom po wojnie 30-letniej, po przebudowie z XVIII w. prawie zupełnie utracił pierwotny kształt świątyni i w żadnym szczególe nie przypomina protestanckiej przeszłości. Koło pięknie odnowionego barokowego pałacu Żerotinów dotarliśmy do kościółka z XVI w. na pół murowanego i drewnianego, obecnie muzeum sztuki sakralnej. Niestety bramkę zastaliśmy zabezpieczona łańcuchem i kłódką.

Wałaskie Międzyrzecze: kościół parafialny

Wałaskie Międzyrzecze: zamek

Pomknęliśmy dalej w górę Doliny Beczwy Rożnowskiej, wspominając smak znakomitych kołaczy z gruszkami, serwowanych w „drewnianym miasteczku”. Nie mieliśmy czasu gdziekolwiek zbaczać. W Przełęczy Makowskiej, rozdzielającej Beskid Śląsko-Morawski od Jaworników w głównym grzbiecie karpackim, skierowaliśmy się do już słowackiej Doliny Kisucy. Wiele zachodu kosztowało, zanim odkryliśmy drogę, którą można było autobusem wjechać do centrum Turzowki, obwarowanego znakami ograniczenia ruchu dla cięższych pojazdów łącznie z autobusami! Miasteczko pątnicze, w niedalekiej przeszłości jedno z gniazd słynnych druciorzy wędrujących po świecie „garnce drutować, okna szklić, noże brusić” i co tam jeszcze było potrzebne dla funkcjonowania domu nie tylko mieszczańskiego. Tu właśnie w Turzowce na skraju niewielkiego skwerku umieszczono niezwykle sympatyczny i wymowny pomnik druciarza z pomocnikiem. Niektórzy z nas pamiętają jeszcze tych biednych wędrowców, którzy za grosze za naprawę sprzętu domowego wędrowali także po miejscowościach Śląska Cieszyńskiego.

Grupa PTEw Cieszyn przy Druciorzach w Turzowce

Gdy dotarliśmy do Czadcy, opuściliśmy Dolinę Kisuczy, kierując się na północ, trochę w obawie, czy nie nadziejemy się znów na gigantyczny korek, w którym utknęliśmy w sierpniu, i to w okolicznościach, gdy zachodziła pilna potrzeba wydostania się z niego. Na szczęście w tym kierunku ruch był płynny. Bez przeszkód dojechaliśmy do węzła estakad na już oddany odcinek pięknej drogi ze Świerczynowca do Zwardonia. Z prawej strony kilkadziesiąt metrów niżej wiła się zabudowa wiosek wzdłuż Doliny Skaliczanki, z lewej mijaliśmy znane nam przysiółki Hyrczawy i Trzycatka, potem gzbietowisko granicznego Szerokiego Gronia, w perspektywie drogi pokazał się bezleśny szczyt Ochodzitej. Przez kilka estakad i dwa tunele dotarliśmy do granicznego Zwardonia. W przysiółku Piekło zjechaliśmy na starą drogę do Lalik, gdyż z tej nowej już za tunelem nie przewidziano zjazdu w kierunku Koniakowa. Dla niejednego kierowcy jest to przykra niespodzianka, gdyż możliwość zawrócenia jest dopiero w Kamesznicy.

Laureaci Złotego Liścia Jesieni 2019

Konkurs trwa...

Wreszcie Koczy Zamek a pod nim zajazd „Koronka”. Po smacznym posiłku przystąpiliśmy do naszych tradycyjnych już konkursów o „Złoty Liść Jesieni 2019” oraz „Co zapamiętałeś z wycieczek PTEw w 2019 r.?” Jeszcze podsumowanie uzyskanych punktów i ogłoszenie wyników konkursów.

Czas najwyższy było ruszyć do domu. Słońce już zbliżało się do widnokręgu nad beskidzkimi groniami gdzieś tam w okolicy Łysej Góry. Zmierzch zapadał szybko. Przez Istebną, rozkopane okolice Wisły i Ustroń, już o zmroku dotarliśmy do Cieszyna. 308 wycieczka dobiegła do końca. Da Bóg, na wiosnę znów wyruszymy…

* * *

Gen. Kazimierz Sosnkowski (1885-1969) (zdj. 1915)

11.10.1969 w Arundel (Kanada) zmarł gen. broni Kazimierz Sosnkowski; urnę z prochami umieszczono na podparyskim cmentarzu Montmorency. Dopiero w 1992 r. spełniło się do końca jego życzenie: urnę sprowadzono do niepodległej Polski i złożono w podziemiach katedry w Warszawie. O losach generała opowiedział w kolejny czwartek 17 października historyk Stefan Król.

Gen. Kazimierz Sosnkowski był perfekcjonistą, miał nieprzeciętną pamięć i talent organizacyjny, był wielkim patriotą, związanym z Józefem Piłsudskim, „jego dopełnieniem”. Był także wielbicielem piłki nożnej, wytrawnym szachistą, myśliwym, grał na fortepianie, przyczynił się do odnowieniu dworku Chopina i zorganizowania muzeum w Żelazowej Woli, oraz do utworzenia Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Malował, cieszył się znajomością literatury polskiej i obcej, tłumaczył poezję, władał biegle kilkoma językami (angielskim, francuskim, niemieckim, rosyjskim, włoskim, znał lacinę i grekę). Pozostawił kilka publikacji, m. in.: „Z Legionów do Magdeburga” (1929), „Ceniom września” (1943), „W obronie praw Polski” (1964], „Materiały historyczne” (1966). „Wybór pism” (2009). Nie szczędzono mu przykrych uwag i uwłaczających opinii.

Kazimierz Sosnkowski urodził się w Warszawie 19.11.1885. Już w 1886 r. utracił ojca Józefa Bogdana, inż. chemika, dyr. Towarzystwa Muzycznego w Warszawie. Wychowaniem Kazimierza w duchu na wskroś patriotycznym w oparciu o tradycje rodzinne zajęła się matka, żmudzinka Zofia z Grabińskich. Z nauką w warszawskim gimnazjum nie miał kłopotów, ale, podejrzany o działalność w nielegalnym kółku samokształceniowym, z wychowania otrzymał ocenę dostateczną, co przekreśliło uzyskanie matury. Udał się więc do Petersburga, gdzie powtórzył ostatnią klasę tamtejszego gimnazjum i zdał maturę ze złotym medalem (1904). Odrzuciwszy pierwotny zamiar dalszych studiów w Petersburgu, w tymże roku zapisał się na Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej, ale też wziął udział w manifestacji PPS. Strajk szkolny w 1905 r. spowodował zamknięcie szkół średnich i wyższych. Działalność Sosnkowskiego w PPS rychło zauważyły carskie władze policyjne. Na czas zdążył wyjechać do Krakowa, a potem do Lwowa, gdzie wziął udział VII rozłamowym zjeździe PPS i tam pierwszy raz spotkał się z Józefem Piłsudskim (1906). Przystał wówczas do Frakcji Rewolucyjnej Józefa Piłsudskiego, wstąpił do Organizacji Bojowej PPS. Był do początek długoletniej bliskiej współpracy i przyjaźni obu działaczy. Po kursie w tajnej szkole bojowej Piłsudski powierzył młodemu niedoświadczonemu jeszcze kursantowi funkcję zastępcy komendanta Warszawskiego Okręgu OB-PPS i rozbudowę jego kadrowego zaplecza; rzecz skończyła się sukcesem i awansem na komendanta. Rychło też wyróżnił się sprawnym przeprowadzeniem kilku akcji dywersyjnych. Po wygaśnięciu nastrojów rewolucyjnych wystąpił z OB-PPS i udał się do Szwajcarii i Włoch. Próby podjęcia tam studiów ze względu na brak środków nie powiodły się; formalnie rozpoczął je dopiero w 1907 r. we Lwowie i tam też poślubił Stefanię Sobańską, organizował kółka studenckie, prowadził szkolenie wojskowe w szkole OB-PPS. W 1908 r. został szefem sztabu założonego Związku Walki Czynnej, którego celem było wychowanie przyszłych kadr polskich sił zbrojnych przeciw Rosji. Dwa lata później Sosnkowski był współzałożycielem Związku Strzeleckiego, awansowany niebawem na szefa sztabu Komendy Głównej Związku i zastępcę komendanta Józefa Piłsudskiego.

Wybuch I wojny światowej zmusił Sosnkowskiego do rezygnacji z zaplanowanych egzaminów na politechnice i podjęcia energicznej akcji mobilizacyjnej strzelców i odprawy I Kompanii Kadrowej, zalążek I Pułku a następnie I Brygady Legionów Polskich, pełnił zarazem obowiązki zastępcy Józefa Piłsudskiego i szefa jego sztabu. Prowadził z powodzeniem działanie bojowe na terenie Królestwa, Wołynia, nad Styrem. W lipcu 1916 r. uczestniczył w najbardziej krwawych walkach pod Kostiuchnówką. Mimo takiego zaangażowania sił polskich, stanowisko Austro-Węgier i Prus w sprawie statusu Ziem Polskich po wojnie pozostawało obojętne, Piłsudski złożył więc dowództwo I Brygady i Legionów. Jego zastępcą został płk. Sosnkowski (26.09.1916), trzy dni później także został zwolniony z tego stanowiska. Tymczasem wynikła sprawa kryzysu przysięgowego; Piłsudski odmówił złożenia przysięgi służenia obu cesarzom, w wyniku czego i Piłsudski i Sosnkowski zostali aresztowani (22.07.1917) i przetransportowani do Gdańska. Piłsudski osadzony został w cytadeli w Magdeburgu. Sosnkowski raz po raz przenoszony, trafił tam dopiero po roku. Tam obaj dowódcy mogli się ze sobą kontaktować, prowadzić wyczerpujące dyskusje i grać w szachy. Z chwilą wybuchu rewolucji w Niemczech, 8.11.1918 r. zostali zwolnieni i przewiezieni do Berlina, a stąd do Warszawy, gdzie przybyli 10.11.1918 r. Tydzień później Sosnkowski został dowódcą Warszawskiego Okręgu Wojskowego, krótko potem awansował do stopnia generała podporucznika. Zajął się teraz koordynacją mobilizacji POW. Na przełomie 1918/1919 dotknęła generała seria nieszczęść: na skutek zarażenia grypą hiszpanką zmarła córka Zofia, on sam mocował się z chorobą przez blisko 2 miesiące, żonę Stefanię zapadłą na chorobę psychiczną przewieziono do zakładu w Tworkach, małżeństwo zostało rozwiązane. W marcu 1919 r. Piłsudski wprowadził Sosnowskiego na stanowisko wiceministra spraw wojskowych a jednocześnie honorowego dowódcy 8 Pułku Ułanów Lubelskich. Na tym stanowisku gen. Sosnkowski wydatnie przyczynił się do rozbudowy Wojska Polskiego, jego unifikacji, zabezpieczył osłonę wojskową dla górnośląskiego przemysłu. Wprowadził także przymusowe nauczanie podstawowe, eliminując analfabetyzm w wojsku, czuwał nad stosownymi ustawami dla wojska w komisjach sejmowych. W czasie wojny polsko – bolszewickiej dowodził Armią Rezerwową. W 1920 r. gen. Sosnkowski objął tekę ministra spraw wojskowych, doprowadzając m.in. do budowy mola przeładunkowego w Gdyni dla dostaw broni. Po zwycięstwie wojsk polskich nad bolszewikami zajął się zabezpieczeniem wojskowym plebiscytu na Śląsku (1920) oraz organizowaniem pomocy w III Powstaniu Śląskim (1921). Był także negocjatorem umowy polsko – francuskiej w sprawie udzielenia pożyczki na dozbrojenie Armii Polskiej. Kierował akcją demobilizacji po wojnie polsko – bolszewickiej, weryfikacją kadry, popierał rozwój polskiego przemysłu zbrojeniowego. 30 kwietniu 1921 r. ożenił się ponownie w Warszawie z Jadwigą Żukowską, kuzynką Piłsudskiego. Rok później uzyskał stopień generała dywizji.

Miejsce pochówku w katedrze warszawskiej

Generał był zwolennikiem nieangażowania wojska w spory polityczne, miał krytyczny stosunek do walki politycznej prowadzonej przez Piłsudskiego, przez co utracił jego zaufanie. Z polecenia prezydenta został dowódcą VII Okręgu Wojskowego Poznaniu. W 1925 r. został przedstawicielem Polski w Lidze Narodów, zajmował się kwestiami rozbrojenia i doprowadził do przyjęcia przez Polskę Protokołu Genewskiego o pokojowym rozwiązywaniu sporów międzynarodowych i ustaleniu definicji agresora, wyjednał zakaz używania broni chemicznej i bakteriologicznej. Już w czasie walk (13.05.1926), na polecenie prezydenta Wojciechowskiego wysłana została z Poznania do Warszawy pomoc siłom rządowym. Sosnkowski znalazł się w trudnej sytuacji: z jednej strony związany był przysięgą wierności Rządowi Polskiemu, z drugiej strony nie umiał się mimo wszystko pogodzić z wystąpieniem przeciw dotychczasowemu przyjacielowi Piłsudskiemu; wyciągnął rewolwer, ale przestrzelił prawe płuco. W ciężkim stanie przeżył trzy operacje i zakażenie włókienkami z munduru. Czyn Sosnowskiego spotkał się z krytyczną oceną obu obozów. Po rekonwalescencji w Bukowcu (gdzie był jego majątek) i w Nicei, do służby wrócił po roku (15.03.1927). Prezydent Mościcki zwolnił go ze stanowiska dowódcy Okręgu Wojskowego i przeniósł na stanowisko inspektora armii w Warszawie. Mimo to w czasie zagranicznych urlopów Piłsudskiego piastował stanowisko Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych (GISZ). Po śmierci marszałka (1935), mimo jednoznacznej predyspozycji Sosnkowskiego, prezydent przeforsował kandydaturę Edwarda Śmigłego – Rydza na szefa GISZu, odsuwając go, także jako krytyka polityki Józefa Beka od spraw zarówno politycznych, jak i wojskowych. Po kolejnych zmianach rządowych (1936) Sosnkowski deklarował objęcie teki premiera i prowadzenie polityki w oparciu o szerszą podstawę polityczną. Już jako generał broni zbliżył się wówczas do Frontu Morges gen. Władysława Sikorskiego. Krytycznie odniósł się do decyzji Śmigłego-Rydza co do zajęcia Zaolzia w momencie zajmowania Czechosłowacji przez Rzeszę hitlerowską.

Po wybuchu wojny Sosnkowski pozostawał bez przydziału wojennego, a kolejne jego plany strategiczne były odrzucane. Klęska wojsk polskich nad Bzurą (9-22.09.) była potwierdzeniem braku współdziałania wojsk polskich. Dopiero wówczas Sosnkowski otrzymał dowództwo grupy armii południowych Wobec niemożności nawiązania kontaktów z pozostałymi jednostkami, samolotem dotarł do okrążonej Armii „Małopolska” pod Przemyślem, i podjął nierówną walkę, wiele razy przebijając się przez pierścień nieprzyjaciela w kierunku Lwowa, rozbił elitarny pułk zmotoryzowany SS – Standarte „Germania” w rejonie Sądowej Wiszni (15/16.09.). Niestety w Lasach Janowskich wyczerpały się operacyjne możliwości dalszej obrony, zwłaszcza po kapitulacji Lwowa. Odcięty przez wojska sowieckie w rejonie Brzuchowic od reszty swoich jednostek (22.09.), nakazał swoim żołnierzom rozproszenie i przedzieranie się do Węgier, a sam w cywilnym ubraniu przez tereny zajęte przez Armię Czerwoną przedostał się przez Karpaty Wschodnie do Węgier a następnie przez Szwajcarię do Francji. 11.10.1939 zameldował się w Paryżu. Po wielu roszadach, Sosnkowski został przewodniczącym Komitetu Rady Ministrów do spraw kraju a następnie komendantem głównym Związku Walki Zbrojnej, opracował szereg podstawowych dokumentów związanych z działalnością ZWZ (w tym regulamin i plan działania), doprowadził do przeniesienia Komendy Głównej ZWZ do kraju (30.06.1940). W czerwcu 1940 r. powierzono mu ewakuację polskich sil zbrojnych do Wielkiej Brytanii. Stosunki z opozycją rządową były źle, zwłaszcza po utworzeniu Delegatury Rządu na Kraj. Sosnkowski sprzeciwiał się podporządkowaniu ZWZ siłom politycznym, nie zgadzał się na kontrolę baz łączności z krajem. 12.05.1941 r. podczas bombardowaniu Londynu został ciężko ranny. Ułamek bomby utkwił w kręgu szyjnym, przez co generał utracił władzę w jednym z palców ręki, co uniemożliwiło mu na zawsze tak bardzo ulubione koncertowanie na fortepianie. Gdy jego sprzeciwy nawiązania rozmów i kontaktów z Kremlem nie odniosły skutku, podał się do dymisji. Dodatkowo został zwolniony przez Sikorskiego z funkcji szefa ZWZ. Stał się przywódcą opozycji rządu Sikorskiego a potem Stanisława Mikołajczyka. Pozostawał bezczynny do 8.07.1943 r., to jest kilka dni po tragicznej śmierci gen. broni Władysława Sikorskiego. Po negocjacjach i uwzględnieniu zastrzeżeń gen Sosnkowskiego, prezydent Władysław Raczkiewicz nominował go Naczelnym Wodzem Polskich Sił Zbrojnych. Wbrew zapewnieniom, zastrzeżenia do utworzenia rządu jedności narodowej z przedstawicielami sanacji oraz ustanowienia premiera nie będącego jego wrogiem nie zostały dotrzymane. Generał często wizytował podległe mu jednostki, dokonywał ich reorganizacji, po aresztowaniu w kraju Stefana Roweckiego-Grota, mianował w jego miejsce gen. Tadeusza Bora Komorowskiego, starał się o lepsze uzbrojenie AK. Wskazywał na bezsensowność wybuchu powstania w Warszawie bez spełnienia określonych warunków, gdyż może to być okupione ogromnymi stratami i okazać się politycznym niewypałem. 11.07.1944 generał wizytował we Włoszech II Korpus Polski gen. Władysława Andersa, ale na skutek braku łączności jednocześnie utracił kontrolę nad poczynaniami AK w kraju. Depesze kierowane do kraju via Londyn nakazujące powstrzymanie wybuchu powstania do kraju nie docierały lub były niejednoznaczne. Kolejne ostrzeżenia dotarły do Warszawy 1.08., gdy z polecenia premiera Mikołajczyka walki powstańców już się rozpoczęły a on sam udał się do Moskwy, łudząc się jakimikolwiek ustępstwami ze strony Stalina. Po powrocie do Londynu gen. Sosnkowski zabiegał o pomoc aliantów dla powstania, ale spotkał się z odmową na desant I Samodzielnej Brygady Spadochronowej do Warszawy. Zarzucił wówczas Brytyjczykom złamanie umowy sojuszniczej z 1939 r. i wydał do żołnierzy AK rozkaz (1.09.1944), odczytany przez radio, w którym wypomniał aliantom oziębłość, gdyż my „Nie umiemy, bo uwierzyć nie jesteśmy w stanie, że oportunizm ludzki w obliczu siły fizycznej mógł posunąć się tak daleko, aby patrzeć obojętnie na agonię stolicy tego kraju, którego żołnierze tyle innych stolic własną piersią osłonili.” W odpowiedzi rząd Mikołajczyka zażądał odwołania gen. Sosnkowskiego ze stanowiska, co nastąpiło pod naciskiem Winstona Churchilla (30.09.1944), ale spotkało się z dezaprobatą czołowej generalicji polskiej na zachodzie. W tej sytuacji zdymisjonowany generał wyjechał do Kanady, gdzie przebywali jego trzej synowie.

Dopiero w 1946 r. prezydent Władysław Raczkiewicz deklarował generałowi tekę ministra obrony narodowej w nowym rządzie emigracyjnym, ale zabiegi spełzły na niczym, gdyż generałowi odmówiono wiz zarówno do Wielkiej Brytanii jak i USA. W tej sytuacji na przełomie 1946/1947 wykupił farmę w Arundel i dla utrzymania rodziny pracował fizycznie. Wiosną 1947 r. w Londynie postanowiono zwolnić generała z Polskich Sił Zbrojnych. Dopiero na fali zimnej wojny wrócił do działalności politycznej, stale domagał się obecności Polski na mapie Europy z przywróceniem jej wschodnich granic (ale i zachowaniem pozyskanych zachodnich), piętnował podeptanie oczekiwań Narodu Polskiego, domagał się ich spełnienia. Wielokrotnie zjawiał się w Londynie, postulując zjednoczenie sił emigracyjnych i pojednania skłóconych stronnictw, deklarując objęcie godności prezydenta. Niestety rozłam trwał do 1972 r., warunki nie zostały spełnione. Poświecił się jeszcze publicystyce. W 1958 r. naszedł kryzys zdrowotny; dwa zawały i inne dolegliwości z częściową utratą wzroku przyśpieszały termin odejścia do innej służby.

* * *

Rembrandt Harmenszoon van Rijn (Rembrandt) (1606-1669)

W przedostatni czwartek miesiąca 24 października znów wystąpił Władysław Sosna, a tematem jego prelekcji był Rembrandt Harmenszoon van Rijn (1606-1669). Na wstępie przedstawił krótki rys historii Holandii, do której w XVI w. przedostały się idee Reformacji, najpierw luterańskiej, potem kalwińskiej. Był to już czas, gdy Holandia dostała się pod panowanie Habsburgów linii hiszpańskiej, której władcy byli wrogo nastawieni do Reformacji, co wiązało się, zwłaszcza po 1550 r. z ostrymi represjami wyznaniowymi. Z drugiej strony Habsburgom zależało na podporządkowaniu Holandii, gdyż z niej pochodziło 40% podatków ściąganych ze wszystkich pozostałych krajów podległych. Wybuch powstania gezów w 1566 r. przekształciło się w kilkudziesięcioletnią wojnę (pogardzanych przez Hiszpanów „żebraków” kalwińskich, wywodzących się z uboższych warstw szlachty i mieszczaństwa). Wojna partyzancka z regularną armią hiszpańską na lądzie i na morzu wymusiła pewne ustępstwa, przypieczętowane ostatecznie pokojem westfalskim (1648). Już 1579 r. południowe prowincje podporządkowały się Hiszpanii i Kościołowi Katolickiemu, natomiast 7 północnych protestanckich prowincji wraz z dużymi miastami Gandawą, Ypres, Brugią i Antwerpią utworzyły Unię Utrechcką, a przedstawiciele Stanów Generalnych w 1581 r. ogłosili w Hadze uniezależnienie się od rządów znienawidzonego Filipa II hiszpańskiego i utworzeniu Republiki Zjednoczonych Prowincji – Holandii. W 1609 r. podpisany został rozejm hiszpańsko – holenderski. Holandia wkroczyła w zloty wiek swoich dziejów, stała się jednym z najbogatszych państw Europy, potęgą morską i handlową na świecie (flota morska liczyła 20000 jednostek), kwitnącym ośrodkiem nauki (uniwersytet w Leydzie założony w 1575 r.) i kultury. Nowy styl w sztuce – barok zapoczątkowany pod koniec XVI w., którego ojczyzną były Włochy, rychło przedostał do Holandii, tu jednak uległ pewnym modyfikacjom, tworząc jego niderlandzką odmianę. Jej głównym reprezentantem był m. in. Peter Paul Rubens (1577-1640), Peter Lastman (1583-1633), nauczyciel Rembrandta.

Rembrandt z żoną Saskiją (1635)

Jednym z mieszkańców uniwersyteckiego miasta Leydy był młynarz Harmen Gerritszonn van Rijn, właściciel wiatrakowego młyna. Miał dziewięcioro dzieci. Przedostatni Rembrandt urodził się 15.07.1606 r. Po szkole łacińskiej ojciec skierował go do uniwersytetu, tam jednak Rembrandt wytrzymał ledwo kilka miesięcy, po czym w 1621 r. podjął naukę malarstwa u Jacoba van Swanenburgha, a od 1624 u mistrza Petera Lastmana w Amsterdamie. Młody Rembrandt miał zadziwiający talent malarski, bardzo szybko opanował technikę malarską i wszystkie jej tajniki, zwłaszcza światłocienia, a także umiejętność obrazowania napięcia emocjonalnego malowanych postaci. Gdy powrócił do Leydy, otworzył tu własną pracownię, malował autoportrety, portrety rodziny, a zwłaszcza liczne sceny o treści biblijnej i mitologicznej, realistyczne obrazy o małym formacie, ale dopracowane w szczegółach. W 1630 r. zmarł ojciec a Rembrandt, zachęcony powodzeniem swoich portretów przeniósł się do Amsterdamu. Tu zwrócił na niego uwagę znany i szanowany marszand Hendrick van Uylenbourgh, który zaproponował mu uruchomienie pracowni w jego posiadłości. Zaowocowało to licznymi, prestiżowymi zamówieniami portretów, głównie bogatych mieszczan a także zapoznaniem z krewną mecenasa Saskiją van Uylenbourgh. Córka burmistrza wniosła w wianie ślubnym poważny posag 40000 florenów (1634). Małżeństwo stać było na zakup luksusowego domu i uruchomienie w wynajętym magazynie nowej dużej pracowni z kilkudziesięcioma uczniami i kupna dużej kamienicy, gdzie gromadził dzieła sztuki i różne precjoza rzemieślnicze. Niestety szczęście trwało krótko. Po kolei umierały trzy córki, wreszcie w wieku 30 lat z podejrzeniem gruźlicy żona Saskiją, modelka wielu znakomitych portretów malowanych przez szczęśliwego męża (1642). Pozostał po niej syn Tytus. Spadek po Saskiji został podzielony między męża i syna, a nad nim samym roztoczyła opiekę wynajęta bezdzietna wdowa. Cztery lata później pojawiła się nowa, młodziutka służąca Hendrickie Stoffels, która rychło z roli służącej przekształciła się w kochankę. Mistrz chętnie by się z nią ożenił, ale wówczas utraciłby posag byłej żony. Wydalenie zazdrosnej guwernantki i urodzenie nieślubnej córki przerodziły się w skandal obyczajowy, zakończony także przedwczesną śmiercią Henricki na skutek zarażenia epidemią cholery (1663), ale też zgonem ulubionego syna Tytusa.

Symeon z Dzieciątkiem Jezus (1669)

Rembrandt (1669)
 

Mistrz cieszył się coraz większym powodzeniem, jego obraz przedstawiający pokazową operację prof. Tulpy stał się sensacją (1632), ale gdy 1642 r. namalował scenę wymarszu strzelców (obraz miał kilka nazw), nie spodobał się przedstawionym na nim osobom, spotkał się z krytyką i różnymi uwłaczającymi opiniami. Gwiazda Rembrandta mocującego się z przypadłościami losu, gasła. Miał coraz mniej zamówień, malował coraz mniej, ale większe obrazy, będące odzwierciedleniem jego nastrojów i niepokoju psychicznego. Nie był w stanie utrzymać kamienic; jego majątek wraz obrazami i zbiorami wystawiono na licytację, stał się bankrutem (1654). W końcu zamieszkał w małym domku, korzystając z opieki córki Kornelii. Malowane autoportrety oddają w zupełności jego stan psychiczny i niszczejącą fizjonomię. Ostatnim (z 1669 r) jego niedokończonym a pełnym wyrazu dziełem jest obraz Symeona z Dzieciątkiem Jezus. Zmarł 4.10.1669 r. Spoczął obok żony, konkubiny i syna Tytusa w Westerkerk. Pozostawił około 300 obrazów olejnych, tyleż grafik zwłaszcza akwafort i ponad 1000 rysunków. Do historii sztuki przeszedł jako jeden z najwybitniejszych malarzy okresu baroku o niekwestionowanej pozycji.

Obydwie ostatnie prelekcje połączone były z prezentacją obrazów na ekranie.


Tekst: Władysław Sosna, zdjęcia: Adam Bisok, Halina Czaderna, Stanisław Hławiczka, Grażyna Marzec, Władysław Sosna

Odpowiedz

Możesz użyć tych znaczników HTML

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>