Do tradycji już należy, że we wtorek po Zielonych Świątkach członkowie i sympatycy PTEw w Ustroniu wyjeżdżają na tradycyjne smażenie jajecznicy.
Jest to stary cieszyński zwyczaj, o którym prof. Daniel Kadłubiec w „Zarysie Kultury Materialnej Ludu Cieszyńskiego” tak pisze: „Charakterystyczną potrawą przyrządzaną z okazji Zielonych Świąt była wajeczyna lub wajecznica czyli jajecznica. Smażono ją gdzieś w wolnej przyrodzie, najczęściej pod lasem lub nad rzeką czy koło potoka. Na smażenie jajecznicy wyruszali zazwyczaj gremialnie wszyscy domowi; nierzadko spotykało się tam kilka sąsiadujących z sobą rodzin. Jajecznicę przyrządzaną na wędzonej słoninie z dodatkiem szczypiorku podawały gospodynie obecnym na dużych kromkach razowego chleba”.
Tegoroczne smażenie zaplanowane zostało w Istebnej na terenie parafii ewangelickiej. Tradycyjnie smażenie zawsze jest połączone ze zwiedzaniem ciekawych miejsc.
W tym roku byliśmy w wolierowej hodowli głuszców. Została ona założona na terenie Jaworzynki Wyrchczadeczki w celu ochrony i ponownego wprowadzenia na miejsca dawnego bytowania tych rzadkich kuraków. Tego typu hodowla była już u nas prowadzona za czasów Habsburgów i w okresie międzywojennym. Wtedy głuszce hodowano głównie na potrzeby polowania. Liczebność tych ptaków w tamtym okresie była szacowana na około 250 sztuk. Kiedy pod koniec XX wieku ich liczebność spadła w Beskidach do kilkunastu osobników, podjęta została decyzja o wprowadzeniu ponownej hodowli, ale już nie na potrzeby polowań, bo głuszec został objęty całkowitą ochroną. Uruchomiony w Jaworzynce ośrodek nie tylko zajmuje się hodowlą i wypuszczaniem tych ptaków do naturalnego środowiska, ale także stara się koordynować działania w kierunku poprawy warunków ich bytowania wraz z ograniczeniem liczby drapieżników. Na tym terenie znajduje się także stacja Karpackiego Banku Genów Wyrchczadeczka, która jest jednostką powołaną dla ochrony świerka istebniańskiego.
Z Jaworzynki pojechaliśmy do Istebnej do popularnej chaty Kawuloka, gdzie Jan Macoszek opowiadał jak to „hań downi” bywało. Opowiadanie było przeplatane grą na różnych starych i nowych beskidzkich instrumentach muzycznych.
Z Istebnej udaliśmy się do muzeum koronki w Koniakowie. Założył go Leszek Gwarek, syn Marii Gwarkowej. Ekspozycja muzealna prezentuje współczesne wyroby oraz te, które wykonane zostały na przełomie XIX i XX wieku.
Z Koniakowa wracamy do Istebnej, gdzie na parafii czekają już na nas przygotowane przez panie z parafii wypieki (kołacz) i istebniańska jajecznica. W spotkaniu na parafii uczestniczyła też pani Danuta Rabin, która nieprzerwanie od 24 lat jest wójtem popularnej Trójwsi (Istebna, Koniaków i Jaworzyna). Jej ciekawa relacja była o tym, jak niełatwo pełnić przez tak długi okres czasu tak odpowiedzialną funkcję.
Pobyt w Istebnej kończymy wizytą w kościele, gdzie proboszcz ks. Alfred Staniek mówił o historii parafii i czasach współczesnych. Przed 1918 rokiem ewangelicy z tego zakątka Beskidów chodzili do kościoła w Nawsiu koło Jabłonkowa. Tam też uczęszczali po ustanowieniu granicy z Czechosłowacją. Te utrudnienia zakończyły się dopiero w 1930 roku, kiedy wybudowano obecny kościół. Obecnie parafia liczy około 280 osób, z których najwięcej mieszka w Koniakowie.
Przed wyjazdem do Ustronia zatrzymaliśmy się jeszcze na krótki czas w popularnej w tym rejonie Gospodzie pod Ochodzitą.
Tekst i zdjęcia: Michał Pilch
Odpowiedz